Rozdział piąty
W zespole wychowawczym

Z

łożoną z pięciu lub sześciu zastępów dużą grupę pod przewodnictwem moderatora, tak nazywa się kapłana, prowadzącego rekolekcje, można ulokować w ośrodku, w którym odbywają się równocześnie inne oazy. Do tradycji należy łączenie Oaz Nowego Życia z Oazami Niepokalanej, o ile są tego samego stopnia. Kieruje nimi wówczas ten sam moderator.

W zakresie spraw formacyjnych i wychowawczych za oazę dziewczęcą odpowiada żeńska moderatorka. Chociaż każda z takich bliźniaczych oaz ma własny program, to jednak niektóre ich zajęcia mogą być łączone. Dotyczy to zwłaszcza Mszy świętej, nabożeństwa wieczornego i pogodnego wieczoru. Obie grupy, chłopięca i dziewczęca, korzystają wtedy z tej samej kuchni i jadalni, a ich dyżury się zazębiają.


Ś

wiadectwo dużej grupy rekolekcyjnej zwykle rzuca się bardziej w oczy i szybciej zapada w pamięć niż orędzie maleńkiego zastępu. Jeżeli oaza odbywa się w okrzyczanym kurorcie, przyciąga uwagę wypoczywających tam letników, jeśli w ukrytej w górach ubożuchnej wiosce z chałupami krytymi gontem — górali, którzy z dziada pradziada uprawiają tam skromną rolę. Do uroczystszej manifestacji skłaniają szczególniejsze okazje, na przykład sprawowana w kościele parafialnym niedzielna Msza święta, nie mówiąc o międzyoazowym dniu wspólnoty, odbywającym się w każdym turnusie dla oaz z terenu diecezji. W dni powszednie Msza święta jest zazwyczaj odprawiana w skromnej kaplicy punktu rekolekcyjnego, natomiast w niedziele i święta uczestnicy oazy powinni spotkać się z parafianami w ich świątyni. Co więcej: uczestniczyć tam czynnie w Eucharystii i animować celebrację (śpiewy, czytania, komentarze, służba ołtarza), demonstrując jak przebiega przygotowana z dużym smakiem i niejako wzorcowa liturgia.

Duża grupa rekolekcyjna wyraziście podkreśla swą obecność za pośrednictwem entuzjastycznego śpiewu, będącego niejako jej ewangelizacyjną wizytówką. Pobudzają nas do życia dźwięki gitary. Jeżeli należy do naprawdę rozbawionych i żywiołowych, to pogodą i śmiechem szybko zarazi tych, którym wpada w oczy. Owacyjna Boża radość jest jak niepohamowana i rwąca rzeka, jak o tym mówią słowa znanej ewangelicznej piosenki. To ogromny ładunek pozytywnych wibracji. Dzięki samorzutnemu świadectwu młodych rozśpiewanych kilkunastolatków, zafascynowanych światłem Chrystusa i przejętych Ewangelią, z tej rzeki mogą czerpać inni. W związku z tym widomym zadaniem ewangelizacyjnym, szczególna rola na oazie letniej przypada animatorowi muzycznemu. Bardzo trudno wyobrazić sobie oazę z prawdziwego zdarzenia, w której by go nie było. Trudno też wyobrazić sobie grupę, złożoną z lękających się uśmiechu jak diabeł święconej wody posępnych mruków, których nie sposób zmusić do otwarcia ust i śmiałego wzięcia górnego C. Jest zatem konieczne, żeby na każdym turnusie gościła osoba obeznana z grą na gitarze, a może również na innych instrumentach (flet, tamburyn, keyboard), a przy tym umiejąca ciekawie poprowadzić naukę śpiewu. Wrażliwy na sferę sacrum animator muzyczny, sam modlący się przy dźwiękach strun i doświadczający przy tym bliskości Stwórcy, potrafi wprowadzić uczestników w głębię przeżywania religijnego. Radosny śpiew ułatwia spotkanie z Bogiem — pod tym wszakże warunkiem, że jest przesiąknięty duchem cnót chrześcijańskich.

Śpiew powinien towarzyszyć w miarę możliwości różnym spotkaniom rekolekcyjnym, a przede wszystkim wzbogacać liturgię eucharystyczną. W niej zyskuje on najgłębszy i niepowtarzalny wymiar. W kaplicy szczególną rolę odgrywa wdzięczna schola, pięknie wykonująca psalmy i kantyki. Kto modli się, śpiewając, ten dwa razy się modli. Wszak liturgia przenosi wierzącego jakby do przedsionków nieba, stawiając go w obliczu niedosięgłych chórów anielskich. Radosny śpiew może także towarzyszyć grupie przy innych okazjach — podczas wyprawy w góry, w czasie pogodnego wieczoru, nie mówiąc o modlitwach porannych i wieczornych, o jutrzni i o nieszporach. Jeśli grupa rekolekcyjna jest rozmodlona i rozśpiewana, każda wspólna czynność jest dla niej okazją, by chwalić Boga.


J

ak już wcześniej wspomniano, duża grupa oazowa składa się z mniejszych kręgów, czyli z zastępów. Te zaś się twórczo dopełniają, a różne wyrazy ich wzajemnej posługi znajdują odbicie w grafiku dyżurów. Żadna z małych ekip oazowych nie działa w próżni, a wręcz przeciwnie — każdą z nich znaczą odniesienia do całości, którą współtworzą. Oaza jest bowiem wspólnotą wspólnot. Porządek, wypracowany przez animatora w kierowanym przez niego zastępie rzutuje na ład w całej grupie rekolekcyjnej. Przykłady można mnożyć. O, chociażby punktualność! Jeżeli członkowie jednego tylko zastępu nie pojawią się na czas na miejscu zbiórki, na przykład na modlitwy poranne, momentalnie odczują to wszyscy pozostali. Będą zmuszeni niecierpliwić się i czekać, zaś grupa liturgiczna nie rozpocznie jutrzni.

Podstawą bezkolizyjnej koegzystencji wszystkich małych wspólnot jest harmonijne współdziałanie animatorów. Ci zaś muszą znajdować wspólny język we wszystkich najważniejszych sprawach i w pierwszej kolejności tworzyć giętki zespół, jednomyślny i rozumiejący się w pół słowa. Jedność zespołu wychowawczego jest fundamentalną gwarancją jedności całej grupy rekolekcyjnej.

Aby rekolekcje były udane, animatorzy powinni tworzyć zwartą i skonsolidowaną załogę, gotową odeprzeć wszelkie burze i oprzeć się przeciwnym wiatrom. W zespole wychowawczym, niczym w swego rodzaju monolicie, nie może być wyrw, które uczestnikom będą się rzucać w oczy. Nie ma w nim ponadto miejsca na „prywatę” — żaden z animatorów nie może chodzić własnymi ścieżkami, lekceważyć moderatora i swoich kolegów „po fachu”, i wyniośle uznawać ich za gorzej przygotowanych od siebie do prowadzenia oazy. Gdyby tak czynił, dawałby dowód tego, iż jest pyszałkowaty, próżny i nadęty. Na takie niezdyscyplinowanie nie ma miejsca na oazie. Obecność animatora w zespole wychowawczym opiera się na solidarności z moderatorem i pozostałymi animatorami. Nie może on więc boczyć się na swych kolegów, prowadzących inne zastępy, ani obrażać się na nich z byle powodu lub też przekonywać ich podopiecznych, żeby ich nie słuchali. Albo co gorsze — kłócić się z innymi prowadzącymi i to w obecności wychowanków. Powinna być właściwie ukształtowana jego relacja do moderatora. Musi być posłuszny jego zaleceniom i przekazywać je bez kąśliwych komentarzy uczestnikom. Nie wolno mu ośmieszać jego decyzji lub udowadniać, że są nieprzemyślane i błędne. Żaden z animatorów nie może wydawać poleceń sprzecznych z jego postanowieniami, ani decydować w sprawach dotyczących ogółu bez niego lub za niego. Chyba, że otrzymał mandat do tego — na przykład w związku z krótkim koniecznym wyjazdem kapłana — i w czasie jego nieobecności oficjalnie go zastępuje.

Warto tu pamiętać o zasadzie jednoosobowego kierownictwa, doskonale się sprawdzającej w prawie każdym skupisku ludzkim — szkole, zakładzie pracy, instytucji, firmie czy nawet w młodzieżowej paczce. Stosowanie się do niej niesłychanie ułatwia życie i sprawia, że unika się chaosu i bałaganu. Zasada jednoosobowego kierownictwa stanowi, że w konkretnym zespole, złożonym z określonej liczby członków, decyzje podejmuje tylko jedna osoba. Oczywiście, wspomnianej zasady, jakkolwiek bardzo przydatnej, nie należy przeceniać i nadawać jej rangi normy absolutnej. Wspólnota opiera się bowiem na afirmacji podmiotowości osób, które do niej należą, uznaniu ich godności, rozumności i wolności. Nikt nie może decydować za nich czy wbrew ich woli. Z drugiej jednak strony patrząc, wspólnota rodzi się wtedy, kiedy wchodzące w jej skład gremium nie szczędzi wysiłków, aby jego zespołowe przedsięwzięcia i działania były wyrazem duchowej jedności grupy i tę jedność potwierdzały.


B

y uniknąć wszelkich nieporozumień, dotyczących regulaminu i dyscypliny oraz programu kolejnych dni i prowadzonych zajęć, wypada przewidzieć codzienne spotkania zespołu wychowawczego i na tym forum uzgadniać wspólne kroki i posunięcia. Animatorzy powinni orientować się w całości spraw ośrodka rekolekcyjnego, wiedzieć o tym, co dzieje się w innych zastępach, a zwłaszcza o pojawiających się na bieżąco trudnościach i kłopotach wychowawczych.

W miarę możności na każdej oazie winny odbywać się zatem regularne narady animatorów — najlepiej codziennie o stałej porze. Nie należy ich jednak umieszczać w grafiku z programem dnia. Naradom przewodniczy moderator, względnie osoba, którą on wskaże, o ile on sam będzie chwilowo nieobecny. W ich ramach konsultuje się i uzgadnia wszelkie plany i strategie, dotyczące całej grupy rekolekcyjnej, informuje o nowościach, o projektach na najbliższe dni czy deliberuje nad zgłoszonymi przez animatorów lub uczestników propozycjami zmian w codziennych zajęciach. Na naradach omawia się także bieżące sprawy wychowawcze. Trzeba uważać, aby te spotkania nie były li tylko okazją do czczego gadulstwa, a podjęte tematy roztrząsać zwięźle i krótko. Narad nie powinno się zwoływać późnymi wieczorami, kiedy animatorzy muszą bezwzględnie być razem ze swymi podopiecznymi. Najlepiej jeśli odbywają się one około południa lub po obiedzie — przed planowanym wymarszem lub wycieczką. Nie powinny one trwać zbyt długo, ale też — z drugiej strony patrząc — nie mogą odbywać się w pośpiechu, gdyż grozi to utratą z pola widzenia wielu ważnych spraw, które winny być podjęte i przedyskutowane. Dla członków zespołu wychowawczego te spotkania są ponadto okazją do krótkiej wspólnej modlitwy, może także wypicia filiżanki herbaty lub kawy, a ponadto odnowienia łączącej ich więzi w obliczu codziennych zadań.


N

ie powinno się zapomnieć o właściwym samookreśleniu się całego zespołu wychowawczego w zakresie spraw egzystencjalno-bytowych. W duchu budzących szacunek zasad wychowawczych księdza Jana Bosco animatorzy winni dzielić z podopiecznymi wszystkie oazowe trudy i znosić takie same co oni niewygody. W praktyce oznacza to rezygnację z różnych drobnych przywilejów i ułatwień, jakie daje władza. Ogólna zasada jest taka: animator posiada tyle samo bytowych uprawnień i przywilejów, co członek jego zespołu, a jego funkcja nie uprawnia go do żadnego dodatkowego komfortu. Śpi zatem w takich samych warunkach, co podopieczni i nie ma osobnej wygodniejszej sypialni, korzysta z tej samej łazienki i toalety, siada razem z nimi przy tym samym stole i napełnia żołądek tym samym, co oni. Biblijna diakonia jest naprawdę służbą, a nie skrytą formą dominacji. Nie można ewangelicznego pouczenia Jezusa pokracznie interpretować, mając na oku prywatny egoistyczny użytek i samolubną grę interesów. Z tym się wiążą również inne sugestie, o których niżej mowa.

Jest niewskazane, żeby w jadalni znajdował się osobny wyeksponowany stół dla moderatora i pozostałych członków zespołu wychowawczego — zwłaszcza z okazalszą zastawą i zarezerwowanymi dla nich w domyśle kuchennymi specjałami, na które pozostali mogliby tylko ostrzyć sobie apetyt. W krytycznych oczach to cicha manifestacja rażącego rozbicia: „My, jaśnie państwo, tu, wy, szaraczkowi, tam!” Jeżeli gdzieś na oazach wskutek niedopatrzenia utrwaliła się taka praktyka, to należałoby się nad nią poważnie zastanowić. Nie wypada budować sztucznych piedestałów, kłócących się z duchem wspólnoty chrześcijańskiej. Nie jest również zalecane, żeby uczestnicy zwracali się do animatorów przez „pan” i „pani”, czy w inny niefortunny sposób, podkreślający dystans między nimi a zespołem wychowawczym i wyższość prowadzących grupy w hierarchii oazowej. Uczestnicy powinni raczej wołać do nich po imieniu — i to bez żadnych wahań i oporów, bowiem od tego nikomu nie spada korona z głowy. Pseudonimów i nicków można używać pod warunkiem, że nie są ośmieszające, a sami zainteresowani akceptują taką formę zwracania się do nich. Na oazach młodzieżowych to nie dziwi. Co nie znaczy, że nie trzeba podkreślać roli imienia, które z racji chrztu świętego niesie z sobą określone chrześcijańskie treści.

Animować — to być razem z wychowankami, partycypować w ich warunkach życia i poddawać się wymaganiom, którym i oni muszą podołać. Także w zakresie pracy fizycznej. Nie można nakładać krzyża na innych, a samemu rozkosznie kroczyć obok. Dlatego też animatorzy muszą serio podchodzić do swego udziału w dyżurach i służbach, które przewiduje grafik oazowy. Nie mogą dyspensować się od pracy w kuchni, obierania ziemniaków i jarzyn, nabywania i dźwigania zakupów ze sklepów, mycia tłustych naczyń, szczególnie patelni, rondelków i garnków, sprzątania jadalni po posiłku i innych zadań, zwłaszcza tych „brudniejszych” i „cięższych”, które zlecają członkom swojej grupy. Do tych ostatnich należy — na przykład — mycie posadzki w kaplicy czy szorowanie podłogi w kuchni. Powinni je wykonywać razem z nimi. Oczywiście, nie wszędzie na uczestników oazy spadają takie obowiązki i nie należy nimi straszyć, a ich zakres zależy od zaplecza ekonomicznego i sposobu prowadzenia punktu rekolekcyjnego. Tak czy siak, ta prosta zasada pozostaje w każdych warunkach ważna. Wszystko — znaczy wszystko.

Doświadczonych animatorów cechuje głębokie przeświadczenie o potrzebie ich obecności na wszystkich zajęciach rekolekcyjnych, od rana do wieczora — nawet jeśli taki czy inny punkt programu dnia bezpośrednio ich nie angażuje i wydaje się ich nie dotyczyć. Umiejętnie, chętnie i z wyczuciem włączają się w to wszystko, co jest obowiązkiem ich podopiecznych i nie uciekają od tego. Są wierni zasadzie pedagogicznej, zgodnie z którą wychowawca winien być przez cały czas z wychowankami. Godząc się na rolę animatora, nie przestają być przecież członkami wspólnot, którymi przez dwa tygodnie kierują. Nie sytuują się „ponad” zastępami oazowymi, ani „obok” tworzących się wspólnot.

Przykłady? Byłoby w złym guście, gdyby wykręcali się od udziału w szkole apostolskiej lub w próbach śpiewu, wykrętnie tłumacząc, że przerabiali już omawiane tematy, a pieśni liturgiczne i ewangeliczne piosenki, których się uczy uczestników, dawno temu opanowali. Wspomniana zasada dotyczy również pielgrzymek i wypraw w góry. Nie wolno im rezygnować ze wspólnych wędrówek i zasłaniać się twierdzeniem, że już kiedyś chodzili z plecakiem okolicznymi szlakami turystycznymi i że w związku z tym niczego nowego tam nie ujrzą. Takie uniki nie są godne szanującego się animatora.