Rozdział ósmy
Śladami programu dnia

Pierwsze poranne zajęcia

K

ażdy bez wyjątku dzień rekolekcyjny, licząc od pierwszego do ostatniego, rozpoczyna się około szóstej trzydzieści. Temat to odwieczny, wczesne wstawanie. Wbrew pozorom, nie jest ono wcale trudne i nie wymaga od uczestników karkołomnego poświęcenia, zważywszy, że latem słońce już między trzecią a piątą rano ciekawie zagląda do okien. O wschodzie świat jest naprawdę piękny, o czym przez ostatnie dziesięciolecia przypominało wielu wykonawców piosenki „Radość o poranku” do słów Jonasza Kofty: „Jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask duszkiem pić — nim w górze tam skowronek zacznie tryl, jak dobrze wcześnie wstać dla tych chwil...” Ludowe przysłowie uczy: „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”, a w Ruchu Światło-Życie nie były dotąd organizowane żadne specjalne wakacyjne oazy dla śpiochów. Zatem poddawanie w wątpliwość regulaminowej zasady, o której mowa, nie ma najmniejszego sensu. Na nic spory i dysputy, polemiki i erystyczne popisy, po prostu trzeba wstać — i tyle. Uczestnicy mają zazwyczaj od trzydziestu do czterdziestu pięciu minut na poranną toaletę, ubranie się, udanie się na miejsce zbiórki i przysposobienie do wspólnej modlitwy. Byłby wstyd, gdyby się spóźniali, a głównie od animatora zależy, czy uda im się stawić tam punktualnie, czy nie.

Z powyższego jednoznacznie wynika, że animator jako żywo powinien należeć do godnych pochwały rannych ptaszków. Jak wypadłby w oczach innych, gdyby się okazał horrendalnym śpiochem, nie potrafił podnieść się na czas i gdyby musieli go sznurami wyciągać z pościeli bardziej niż on zdyscyplinowani uczestnicy? Do absolutnie dobrego tonu należy, żeby zrywał się pierwszy, zaś następnie stawiał innych na nogi. Jeżeli z góry przewiduje, że może mieć z tym niejakie kłopoty, powinien przed wyjazdem na oazę zaopatrzyć się w sprawny budzik turystyczny. Rzecz to nieduża i zajmująca niewiele miejsca w plecaku, ale wydatnie wzbogacająca wyposażenie. Na jego barkach spoczywa obowiązek zadbania o to, aby podopieczni byli gotowi na oznaczoną godzinę. W miarę potrzeby może ponaglić opieszałych, zaś przed opuszczeniem pokoju upewnić się, że wychodzący na modlitwy pozostawili po sobie porządek.

Do omówienia pozostaje sprawa „wąskich gardeł”. Pierwsze to łazienka. Niebezpieczeństwem są kolejki z ręcznikami przed drzwiami i towarzyszące im spory o to, kto powinien wejść pierwszy, a kto po nim. Ktoś niemrawy może zająć łazienkę na dłużej. Aby uniknąć spóźnień, należy określić zasady korzystania z umywalek. Jeżeli tworzą się „korki” i zastęp nie może uwinąć się z toaletą na czas, trzeba poszukać jakiegoś rozwiązania. Najbardziej drastycznym byłoby przesunięcie pobudki całego zastępu na nieco wcześniejszą godzinę. Ale nie zawsze to jest konieczne. W zespole znajdują się zazwyczaj pojedynczy chętni, gotowi wstawać i myć się nieco wcześniej. To „wąskie gardło” szczególnie dotyczy oaz dla dziewcząt. Te potrzebują z reguły więcej czasu niż chłopcy na poranną toaletę. Drugie wiąże się z tym, co dzieje się wieczorem w sypialni.

Jeżeli uczestnicy nie kładą się spać o wyznaczonej porze, a do programu dziennego, o którym uczy podręcznik oazy, swawolnie i figlarnie dorzucają własny „program nocny”, kończący się godzinę lub dwie po północy, bardzo trudno zerwać się im rano i podołać regulaminowym obowiązkom. Nawet początkujący moderator bez trudu dostrzeże, który zastęp wyłamał się z ustalonych ram. Będzie to widać po nieprzytomnych i zaspanych twarzach. Jeżeli uczestnicy grzebią się jak muchy w smole, ziewają co rusz, nie dociera do nich to, co się do nich mówi, to trudno przypuszczać, iż będą zdolni do świadomego angażowania się w poranne ćwiczenia. Te okażą się dla nich ani chybi pańszczyzną i mordęgą. To nic przyjemnego, gościć na zajęciach odsypiające błogo zaległości nocne marki. Wybór jest oczywisty i nie dopuszcza żadnych odstępstw, zaś decydują o nim właściwości ludzkiego zegara biologicznego. Oazy nie są dla nietoperzy i dla sów.

Modlitwy poranne

M

odlitwy poranne niosą z sobą pierwsze sygnały tego, jakimi treściami będzie wypełniony kolejny dzień rekolekcji. Rozpoczynając je, moderator podaje zwykle jego hasło i myśl przewodnią, słowo życia i piosenkę dnia. Przy okazji modlitw porannych powinny być dokładnie zapowiedziane wszystkie ważniejsze punkty całodziennego programu — ze szczególnym uwzględnieniem zaplanowanych wycieczek oraz ewentualnych nadprogramowych zadań. Jest to bardzo ważne, uczestnicy oazy mogą bowiem dzięki temu już z rana dostroić się do oczekujących ich zajęć. Program dnia powinien być stabilny. Nie należy ich zaskakiwać później nagłymi zmianami, których się nie spodziewają. Są one bowiem z reguły odbierane jako dowód niezdecydowania i chwiejności prowadzących oazę. A ci przecież nie mogą być jak chorągiewka na wietrze.

Od samego rana w ośrodku oazowym obowiązuje cisza. Jeśli ma być utrzymany rekolekcyjny charakter pobytu, wspomniana cisza powinna trwać aż do porannej Mszy świętej. Animatorzy czuwają nad tym, aby uczestnicy jej przestrzegali, a w razie konieczności rozmawiali półgłosem i nie hałasowali. Skoro o tym mówimy, to nie okłamujmy się. Zachowanie nastroju skupienia i zadumy bywa dosyć trudne — zwłaszcza gdy na oazie są ludzie bardzo młodzi, nieledwie nastoletni, żywi jak rtęć, zachłystujący się wszystkim, co wokół nich się dzieje i gotowi włączyć się z nieskrywanym entuzjazmem w każde nowe przedsięwzięcie. Niemało zależy tu od osobistej postawy kierującego zastępem i od jego wewnętrznej dyscypliny.

Wypada pamiętać o tym, że w Ruchu Światło-Życie jest szczególnie pielęgnowana Liturgia Godzin. W Oazie Dzieci Bożych rano przeprowadza się nabożeństwo na wzór jutrzni, a na wyższych stopniach oazy proponuje się pełną jutrznię. W Oazie Nowego Życia trzeciego stopnia oprócz jutrzni odmawia się też nieszpory i godzinę czytań. Dobry animator jest za pan brat z brewiarzem i z porządkiem godzin liturgicznych, potrafi szybko odszukać potrzebne psalmy i antyfony, przypadające na dany dzień liturgiczny, nie mówiąc o innych częściach składowych wspólnej modlitwy (hymn, czytanie, responsorium, prośby, modlitwa dnia czy kantyk).

Celebracja eucharystyczna

C

elebracja eucharystyczna stanowi główny akcent programu dnia i wokół niej ogniskują się wszystkie zajęcia rekolekcyjne. Jest to zgodne z przesłaniem soborowej Konstytucji o liturgii świętej. Na oazach przywiązuje się ogromną wagę do tego, aby Eucharystia była sprawowana w duchu odnowy i w sposób poniekąd modelowy. Co zatem z tego w praktyce wynika? Służący do Mszy świętej wszystkie czynności przy ołtarzu wykonują dokładnie, bez pośpiechu, z powagą, ze czcią i z namaszczeniem. Celebracje muszą być przemyślane, szczegółowo rozpracowane, rozważne, pełne piękna, czaru, naznaczone świadomością doświadczenia sacrum, a akcje przy ołtarzu zgrane ze sobą i pozbawione dysonansów. Aby osiągnąć wzorcowy pułap celebracji, odpowiadający dorobkowi ośrodków, propagujących w latach posoborowych odnowioną liturgię, każdą Mszę świętą należy przygotować bardzo starannie i z wyczuciem. To sprawa wrażliwości, a nawet smaku, nie mówiąc o swego rodzaju wirtuozerii. Liturgia jest bowiem poniekąd utworem muzycznym, rozpisanym na wiele instrumentów. Ma się rozumieć, jest to koronne zadanie moderatora i kolejnych zespołów liturgicznych.

Kilka elementarnych zasad trzeba mieć niewątpliwie w pamięci. Powinny mieć miejsce przewidziane w mszale procesje liturgiczne. Wszystkie funkcje liturgiczne przy ołtarzu muszą być codziennie obsadzone i bez wyraźnej potrzeby nie należy ich łączyć (niosący krzyż, dwaj akolici światła, akolita do mszału, akolita do ampułek, jeden lub dwóch lektorów, psałterzysta, kantor, komentator, względnie także turyferariusz i nawikulariusz). Nadto należy wyznaczyć dwie lub trzy osoby do procesji z darami. Wiodący charakter mają śpiewy liturgiczne, dlatego też na oazie niezastąpiona rola przypada w udziale scholi, stwarzającej niepowtarzalny nastrój i nadającej swoistą barwę celebracji. Jeżeli odbywają się pospołu oaza dla chłopców i oaza dla dziewcząt, tą ostatnią funkcją zostają obarczone najczęściej dziewczęta, które zazwyczaj są bardziej rozśpiewane. Na oazie pierwszego stopnia od samego początku liturgia eucharystyczna musi być celebrowana poprawnie — i w związku z tym pierwszego dnia sami animatorzy jako obznajomieni z kanonami służby przy ołtarzu i doskonale się orientujący w czym rzecz powinni zająć miejsca w prezbiterium.

Codzienna Msza święta jest odprawiana — podobnie jak w przypadku tradycyjnych rekolekcji zamkniętych — tylko dla osób, które uczestniczą w oazie. Umożliwia to odwołanie się do przepisów liturgicznych, dotyczących celebracji w małych grupach i zastosowanie formularzy mszalnych, przewidzianych w mszale oazowym. A jeśli Eucharystię sprawuje się w prowizorycznej kaplicy lub w plenerze, na szlaku turystycznym — dostosowanie się do przepisów, odnoszących się do liturgii „sub divo”. Wspomniana zasada dotyczy dni powszednich. Natomiast w niedziele i większe święta grupa oazowa włącza się w celebracje miejscowej wspólnoty parafialnej. Oczywiście, włącza się czynnie, animując liturgię mszalną (lekcje, psalm responsoryjny, komentarze, śpiewy scholi). Jest to znakomita okazja do świadectwa wobec parafian i letników.

Tak więc liturgia mszalna musi być zawsze na oazach oczkiem w głowie moderatora i zespołu animatorów. Wiąże się z tym szereg konkretnych zadań, których nigdy nie wolno zaniedbać. Animator, na którego zespół przypada — zgodnie z grafikiem — dyżur liturgiczny, powinien dzień wcześniej skonsultować się z moderatorem, zapoznać się z formularzem mszalnym, znaleźć czytania i zastanowić się nad kształtem celebracji. Bezpośrednie przygotowanie do Mszy świętej — jak to wcześniej wspomniano — odbywa się w ramach kręgu liturgicznego. Animator, wraz ze swym zespołem, musi zatem podjąć refleksję nad tekstami czytań mszalnych — z wykorzystaniem elementów kręgu biblijnego, wybrać śpiewy mszalne, dostosowane w treści do idei przewodniej liturgii i jej głównych tematów, wraz z grupą napisać komentarze (na wejście, przed czytaniami, na procesję z darami i inne), wybrać akt pokutny (a w przypadku aktu pokutnego tropicznego zredagować — jeśli nie ma ich w teczce oazowej — wezwania dla celebransa), zaplanować modlitwę wiernych, przećwiczyć czytania z wyznaczonymi lektorami i psalm responsoryjny z psałterzystą. Wypada mu także wcześniej sprawdzić w zakrystii — zwłaszcza gdy nie przewidziano odrębnej funkcji dla oazowego zakrystianina (animatora liturgicznego) — czy wszystko, co potrzebne do sprawowania liturgii, zostało przygotowane i znajduje się na swoim miejscu, tak gdy chodzi o stroje dla kapłana i służby (humerały, alby i paski), jak o naczynia liturgiczne, księgi i to, co potrzebne do procesji z darami (ampułki, puszka, naczynie z komunikantami). Uniknie się w ten sposób nerwowości i bieganiny tuż przed rozpoczęciem celebracji. Powyższe uwagi dotyczą w dużej mierze także nabożeństw wieczornych. Wymagają one również starannego przygotowania. Wcześniej trzeba rozdzielić funkcje liturgiczne i poinformować służbę o porządku nabożeństwa, zwracając szczególną uwagę — zwłaszcza gdy przypada adoracja Najświętszego Sakramentu — na funkcje turyferariusza i nawikulariusza.

Naturalnie, o owocach Eucharystii decyduje nie tylko sposób jej sprawowania, ale i właściwe nastawienie duchowe uczestników. Nie należy dziwić się sugestii, że to w pierwszej kolejności sami animatorzy powinni doświadczać jej głębi. Muszą nie tylko sami dobrze rozumieć to, co dzieje się w prezbiterium — w miejscu przewodniczenia, głoszenia słowa Bożego i przy stole eucharystycznym, lecz i zarazem być w stanie przybliżyć uczestnikom wymowę wszystkich aktów, rytów i symboli. Co zrozumiałe, wiąże się z tym pewne minimum przygotowania teologicznego. To rzecz, której nie da się zignorować. Szczegółowe wprowadzenie w tajemnice liturgii odbywa się w ramach szkoły apostolskiej na oazie drugiego stopnia i w oparciu o nie przyszły animator może później pogłębiać swoją wiedzę, sięgając do odpowiednich lektur, a poza tym doskonalić praktyczne przygotowanie do sprawowania funkcji ceremoniarza.

Przy wspólnym posiłku

Z

wykle zaraz po Mszy świętej uczestnicy dysponują wolnym czasem — aż do śniadania. Ta zasada nie dotyczy członków zespołu, na który danego dnia przypada dyżur gospodarczy. Ci ostatni bowiem prosto ze świątyni żwawo udają się do kuchni, aby uporać się do końca z przygotowaniem posiłku. Troska o wygłodniałe żołądki, temat to niebłahy, więc warto przy nim się zatrzymać. Jak jest z tym na oazie? Trzeba rzec, że wiele zależy od przyjętych form diakonii stołu i od organizacji zaplecza gospodarczego — a pod tym względem w prawie każdym punkcie rekolekcyjnym sytuacja może się przedstawiać nieco inaczej. Jeśli zadbano o dorosłe osoby, mające zajmować się wyłącznie kuchnią, one wezmą na swoje barki związane z tym zadania. Zespół dyżurujący służyć im będzie tylko pomocą w pewnym ograniczonym zakresie. Jednak w przypadku gdy oaza nie ma własnej kucharki lub kucharza, ciężar odpowiedzialności za tę odcinek życia we wspólnocie spadnie na animatorów. Chyba obecnie taka sytuacja raczej rzadko ma miejsce, niemniej warto o niej pamiętać. Na oazie, jak to w życiu, może się bowiem zdarzyć, że zajmująca się kuchnią osoba dorosła nagle się pochoruje, albo raptem musi wyjechać na dzień lub dwa. Co wtedy? Można z całą grupą rekolekcyjną udać się na obiad do jadłodajni lub restauracji, więcej satysfakcji jednakże sprawi samodzielne przygotowanie posiłku i popisanie się własnymi talentami kulinarnymi.

Zajęcie to wymaga zmysłu praktycznego, zaradności i odrobiny wyobraźni. Obyty animator nie lęka się takiego pułapu odpowiedzialności, umie pokierować kilkuosobową grupą kręcących się po kuchni podopiecznych, wskazać trafnie każdemu prace do wykonania i wszystkiego dopilnować — od obrania ziemniaków i pokrojenia jarzyn na zupę po przyprawienie sosu i osłodzenie kompotu. Opanowanie tego typu umiejętności nie wymaga wcale od niego ukończenia technikum gastronomicznego. Wystarczy, że na kolejnych oazach, w których pilnie uczestniczy, będzie zwracał baczną uwagę na to, co się dzieje w kuchni i jak sobie radzą z posiłkami dla dużej grupy trzymający się w niej dzielnie spece od rusztu i patelni. Liczy się też doświadczenie, wyniesione z obozów harcerskich czy studenckich.

Przy tej okazji warto wspomnieć o punktualności — owej kardynalnej oazowej cnocie, z której są tak dumni wyrobieni animatorzy, zwłaszcza trudzący się kilka lat pod rząd w tym samym lub niewiele zmienionym składzie. Wyjazd na oazę nie oznacza rozstania się z zegarem. Wszystkie zajęcia rekolekcyjne należy rozpoczynać dokładnie o tej godzinie, na którą były — zgodnie z grafikiem — zaplanowane, zaś spóźnienia powinny należeć do rzadkości. Dotyczy to zwłaszcza pory rozpoczynania posiłków, szczególnie zaś obiadu. Nic tak bardzo nie rozluźnia dyscypliny w dużej grupie oazowej jak konieczność nużącego wyczekiwania na śniadanie lub kolację, które nie są na czas przygotowane.

Posiłki nie powinny nadmiernie się przeciągać. Należy baczyć na to, aby wszyscy pospołu zasiadali przy oazowych stołach, razem wstawali i razem od nich odchodzili. Wspólne krótkie modlitwy przed i po jedzeniu tworzą ich naturalne ramy. Ich teksty powinny być wywieszone w widocznym miejscu. Nikt nie powinien wymykać się z jadalni wcześniej, nim się wraz z innymi nie pomodli, ani też nie rozpoczynać jedzenia na własną rękę. Przy stole jadalnym — między innymi — zaznacza się w sposób niezwykle czytelny i widoczny duch oazowej wspólnoty. Ważnym elementem posiłków jest dobrze zorganizowana posługa stołu, leżąca w gestii mającego danego dnia dyżur zespołu oazowego. Nie może być za mało kubków, sztućców czy talerzy. Dwie lub trzy osoby winny czuwać, by na stołach niczego nie brakowało, a w miarę potrzeby donosić chleb lub kanapki, czy przygotowane napoje. Nie można dopuszczać do tego, by każdy, komu czegoś nie dostaje, sam biegał do kuchni, albo w czasie wspólnego posiłku bez powodu w niej pozostawał.

Kultura posiłków jest — bez wątpienia — jedną z form świadectwa grupy oazowej. O właściwym zachowaniu się przy stole wiele pisano w różnych podręcznikach savoir-vivre'u. Trudno zatem zakładać, że uczestniczący w oazie pierwszego stopnia nie wiedzą, co wypada przy stole, a co nie, co jest godne pochwały, a co naganne. W gronie, złożonym z bardzo młodych osób, nietrudno o sztubackie popisy, które stanowczo nie powinny mieć miejsca. Rozochocony neandertalczyk, „dowcipnie” nadgryzający na zapas leżące na tacy kanapki albo chomikujący je dla siebie pod stołem, biegunowo różni się od żywiącego szacunek do samego siebie i bliźnich „nowego człowieka”, troszczącego się o to, by niczego nie zabrakło siedzącym obok niego i zauważającego ich potrzeby. Ten ostatni w właściwym momencie poda dalej kosz z chlebem, wręczy cukiernicę sąsiadowi czy podsunie mu półmisek z wędlinami. A i pamięta o słowach „proszę” i „dziękuję”.

Ku szkole apostolskiej

Ś

niadanie w naturalny sposób zamyka poranną fazę programu dnia. Uczestnicy czują się wtedy bardziej swobodni, mogą ze sobą pogawędzić i chwilę wypocząć, napisać list, wysłać pocztówkę, podumać nad notatnikiem oazowym czy wybrać się na krótki spacer. Ekipa, na którą przypada dyżur porządkowy, ma okazję, by rozejrzeć się po zajmowanych pomieszczeniach i o ile trzeba doprowadzić je do należytego stanu. Ta chwila „oddechu” kończy się wraz z rozpoczęciem kolejnych zajęć, opatrywanych najczęściej mianem szkoły apostolskiej. Są one różnie kształtowane, zależnie od stopnia i typu oazy rekolekcyjnej. Różne są także tematy podejmowane w ich ramach. To samo dotyczy stosowanych środków dydaktycznych. Na oazie pierwszego stopnia najczęściej prowadzi się szkołę modlitwy, zaś na oazie drugiego stopnia — szkołę liturgiczną. Należy uważać, by nie przeholować z czasem trwania szkoły apostolskiej. To przedpołudniowe spotkanie nie powinno trwać dłużej niż godzinę. Jeśli korzysta się ze środków audiowizualnych lub innych dynamizujących jego przebieg pomocy, można je nieco przedłużyć. Prowadzenie nie musi spoczywać na barkach tylko jednej osoby. W zajęciach może uczestniczyć kilku animatorów, dzielących się podejmowanymi wątkami, co będzie na pewno dobrze przyjęte przez słuchaczy.

Ze szkołą apostolską łączy się często próbę śpiewu. Rekolekcje wakacyjne są okazją do zapoznania się z nowymi pieśniami liturgicznymi i wykonywanymi przy gitarze piosenkami ewangelicznymi. Ucząc ich, należy kłaść nacisk na refleksyjny stosunek do ich treści i rozumienie ich przesłania. Niosą one z sobą wiele głębokich prawd, pouczeń i wezwań o znaczeniu ewangelizacyjnym, wzbogacających duchowo uczestników rekolekcji.

Należy w tym miejscu dorzucić kilka słów na temat zapisków prowadzonych przez oazowiczów. Notatnik oazowy, to jedno. Animator powinien zasugerować uczestnikom już pierwszego dnia, żeby postarali się ponadto o kajet na bardziej osobiste notatki oraz na teksty nowych piosenek — zwłaszcza jeśli nie mają dostępu do wydanych drukiem śpiewników. Można oczywiście teksty z nutami kserować. Z ręcznym wpisywaniem ich do zeszytów łączy się wszakże coś istotnego — łatwiej się bowiem utrwalają, zważywszy działanie mechanizmu pamięci psychoruchowej. Takie zeszyty pełnią przy okazji rolę swoistej oazowej kroniki lub sztambucha, mogą zawierać życzliwe pamiątkowe wpisy uczestników i adresy do korespondencji, a także krótkie i żartobliwe relacje z tego, co się intrygującego działo. Po powrocie z oazy przydają się one w pracy apostolskiej w parafii.

W porze obiadu i później

P

o zakończeniu szkoły apostolskiej uczestnicy mają znowu trochę wolnego czasu, którym mogą dysponować — aż do obiadu. Trzeba umieć tę przerwę roztropnie wykorzystać. Są to sprzyjające chwile dla zastępu, który ma przygotować pogodny wieczór — można wtedy zastanowić się nad jego przebiegiem, zaplanować piosenki, monologi, inscenizacje, konkursy, dowcipy i skecze, rozdzielić role i przećwiczyć trudniejsze kwestie. Błędem byłoby z tym zwlekać, a konieczne zabiegi i próby odkładać na ostatnią chwilę. Ta sama rada dotyczy zastępu, na który przypada następnego dnia dyżur liturgiczny. I jego członkowie mogą wraz z animatorem zacząć się do niego przysposabiać. Trzeba przejrzeć teksty mszalne i pomedytować nad nimi, zastanowić się nad doborem śpiewów, nad komentarzem liturgicznym, nad modlitwą wiernych i nad tym, jak rozdzielić funkcje liturgiczne.

Jeżeli zastęp nie ma innych obowiązków, jest rzeczą wskazaną, aby animator jeszcze przed obiadem przypomniał o „Namiocie spotkania” i do udziału w nim taktownie zachęcił. Przed południem, gdy umysł jeszcze jasno pracuje, o wiele łatwiej pomodlić się i w odosobnieniu pomedytować — niż później, po obiedzie, kiedy wszyscy myślą już o zamierzonej pielgrzymce czy wyprawie w góry, o wyjściu na spacer poza ośrodek rekolekcyjny lub o innych eskapadach, angażujących pojedyncze zastępy lub dużą grupę rekolekcyjną. Oazowy „Namiot spotkania” jest osobistą, co najmniej kilkunastominutową modlitwą, odbywaną w samotności. Każdy z uczestników, nie mówiąc oczywiście o animatorze, szuka takiego cichego miejsca dla siebie, w którym będzie mógł pozostać sam na sam z Bogiem, a inni swą obecnością, rozmowami i śmiechami nie będą go rozpraszać i zakłócać jego spokoju. Można w tym celu udać się do kaplicy i w milczeniu uklęknąć przed tabernakulum, przy którym pali się wieczna lampka, albo też z Nowym Testamentem w dłoni poszukać uroczej samotni na łonie natury. 

Przy tej okazji wypada wspomnieć o osobistej lekturze Pisma świętego, która bywa często łączona z „Namiotem spotkania”. Upowszechnił się zwyczaj zaznaczania ołówkiem, długopisem lub nawet flamastrem uderzających i ekscytujących zdań przy pomocy trzech znaków — wykrzyknika, pytajnika i strzałki (metoda Västeras), podkreślania całych fraz, posiadających dobitne znaczenie, bądź też nanoszenia przy wyjątkowo absorbujących fragmentach odnośników do innych tekstów, których teologiczna wymowa jest podobna. Z posiadaniem i lekturą Pisma świętego wiąże się swoisty paradoks. Zadbany, świecący nowością i wyglądający jakby dopiero co wyszedł z drukarni egzemplarz Nowego Testamentu w rękach oazowicza jeszcze wcale nie oznacza, że ten żywi głęboki szacunek do słowa Bożego. Autentyczna cześć dla tej księgi wyraża się bowiem w obcowaniu z nią na co dzień. Kto często i z potrzeby serca po nią sięga, zagłębiając się w jej zbawcze przesłanie, pozostawia na jej stronicach wspomniane wyżej widoczne ślady angażującej go lektury. To one dopiero są naocznym dowodem tego, że księga ta budzi w nim cześć, a jej niezwykłe frazy wplatają się w jego życie, w egzystencjalne poszukiwania i dokonywane wybory. „Pokaż mi swój egzemplarz Pisma świętego — można w związku z tym rzec — a powiem ci, jaki jest twój stosunek do słowa Bożego!”

Oazowy obiad wydaje się przedzielać dzień rekolekcyjny na dwie połowy. Niejako zwiera pierwszą, wymagającą większej uwagi, wysiłku umysłowego i samodyscypliny, i otwiera drugą — zaplanowaną nieco swobodniej i może z większą imaginacją i pomysłowością. Po obiedzie pozostaje kilka godzin czasu na wyprawę zastępu lub całej wspólnoty rekolekcyjnej. Można powędrować wytyczonymi trasami turystycznymi, odwiedzić pobliskie miejscowości, obejrzeć zabytki, nie zapomnieć o niedalekich sanktuariach i świątyniach oraz podumać w miejscach, z którymi wiążą się regionalne lub lokalne tradycje. W czasie wycieczki lub bezpośrednio po niej zazwyczaj stwarza się okazję do przeprowadzenia ćwiczeń w zastępach: rozmowy ewangelicznej na pierwszym stopniu lub kręgu biblijnego na drugim.

Wyprawa poza ośrodek rekolekcyjny musi być z rozwagą zaplanowana. Z jednej strony patrząc, powinna służyć wypoczynkowi, a z drugiej — wiązać się z określonym zamysłem poznawczym i wychowawczym. Jeśli u jej kresu kryje się zabytkowy kościół lub urocza połemkowska cerkiew — to zyska ona charakter pielgrzymki. Jej celem może być także wyniosły szczyt górski lub inne malowniczo położone wzniesienie, z którego roztacza się rozległy i zapierający dech widok na okolicę. W czasie wspólnych wypraw należy uczyć uczestników kontemplatywnego kontaktu z żywą przyrodą. Jej niezaprzeczalne piękno ułatwia spotkanie z Bogiem. Porastające zbocza zagajniki i lasy, pokryte kobiercami kwiatów barwne polany, otoczone wieńcem zieleni jeziora i urocze zakola rzek, odsłaniają przecież wielkość i majestat Stwórcy. Przemawia On niezwykle wyraziście do człowieka przez dzieło stwórcze.

Wyprawa otwartych oczu

W

  tym kontekście wspomnieć wypada o metodzie pracy, zwanej wyprawą otwartych oczu, którą przewiduje podręcznik oazowy. Wyprawę tę można połączyć ze wspomnianą wycieczką lub pielgrzymką całej grupy oazowej, bądź odbyć ją w innej porze, wybierając odpowiadające jej kolejnym tematom urzekające zakątki w pobliżu ośrodka rekolekcyjnego. Metoda ta została wypracowana w dawnym skautingu, a jej rola wychowawcza jest niezaprzeczalna. Angażuje ona wzrok, słuch i inne zmysły, uwrażliwiając młodych ludzi na to, obok czego na co dzień przechodzą obojętnie. Uczy podglądania sekretów przyrody, których w życiowej zadyszce, pośpiechu i pędzie raczej się nie dostrzega. W oazie wzbogaca się ona o treści teologiczne. Uczestniczący w niej są więc swoistymi tropicielami Pana Boga. Szukają nie tyle jak traperzy i łowcy śladów dzikiej zwierzyny, co raczej znaków obecności Stwórcy. W miarę potrzeby wyprawy otwartych oczu można samodzielnie rozbudować, sięgając do harcerskich pomocy metodycznych.

Na turystycznych szlakach

B

udzące entuzjazm turystyczne wyprawy poza ośrodek rekolekcyjny wymagają starannego przygotowania. Chodzi przede wszystkim o odpowiednie wyposażenie, ekwipunek i stroje uczestników. Nie wszyscy przybyli na oazę mają bowiem pod tym względem wystarczające doświadczenie. Wielu z przyjezdnych może nie zdawać sobie sprawy z konieczności posiadania przystosowanego do trudnego terenu mocnego obuwia czy zabezpieczenia na wypadek nagłej ulewy lub burzy z wyładowaniami atmosferycznymi. Szczególnie ważne są porządne buty, najlepiej pionierki, albo przynajmniej adidasy. Jeżeli oaza odbywa się w wyższych górach, należy na to zwracać baczną uwagę, bowiem zdarzają się niefrasobliwi uczestnicy, solennie przeświadczeni o tym, że z powodzeniem mogą wybrać się w klapkach nawet na... Mount Everest. Animator przed każdą wycieczką powinien zlustrować ekwipunek swych podopiecznych i zorientować się, czy przypadkiem nie rzucają się z motyką na słońce. W razie potrzeby doradzić, co mogą zabrać ze sobą, a co bezwzględnie pozostawić w ośrodku, ewentualnie zwolnić z wyprawy tych, którzy nie są przygotowani do udziału w forsownym marszu i pokonywania stromych wzniesień.

W górach grupa rekolekcyjna powinna zawsze być razem. Można oddalać się od innych, ale nigdy na tyle, by tracić z nimi kontakt wzrokowy. W przeciwnym wypadku jest trudno zaplanować wspólny posiłek na trasie, czy wypoczynek z myślą o tych, którzy są mniej sprawni i wysportowani. Stara turystyczna zasada stanowi, że grupę marszową otwiera wyznaczony doświadczony członek wyprawy, który wie dokąd iść, a ponadto umie narzucić właściwe tempo, nie za wolne i nie za szybkie, podczas gdy drugi podobny zamyka wycieczkę.

Ten ostatni wyłapuje maruderów, ślamazarnie wlokących się za pozostałymi uczestnikami rajdu. Nikt z idących nie może zostawać w tyle za „zamkowym”, ani wyrywać się i wyprzedzać prowadzącego wyprawę. Te dobrze znane i raczej sensowne rady są jednak dość często lekceważone, a grupa rekolekcyjna rozciąga się w marszu czasem na kilka kilometrów. Trudno wtedy coś wspólnego przedsięwziąć i zapanować nad całością. Silniejsi są na przedzie, gnając z właściwą im werwą, a słabsi pozostają daleko za nimi, zazwyczaj zasapani i półżywi. Ta zasada dotyczy również powrotu z wyprawy. Nie można dopuszczać do tego, aby uczestnicy schodzili się do ośrodka „na raty” — przez jedną lub dwie godziny. Należy ponadto dobrze znać trasę, którą po bacowsku wiedzie się grupę. Na turystycznych szlakach przydają się mapy, pod warunkiem, że umie się je czytać. Nic bardziej żenującego, niż animatorzy kłócący się z kompasem w ręku na oczach pozostałych członków wyprawy o to, czy skręcić w prawo, czy w lewo na napotkanym górskim rozdrożu.

Wypada kilka słów poświęcić kwestii stroju na turystycznej trasie. To nie tylko sprawa wygody, zdrowia i bezpieczeństwa. Nawet podczas wycieczki grupa rekolekcyjna nie przestaje być zespołem osób zebranych razem ze względu na Chrystusa. Na turystycznym szlaku mają dawać o Nim świadectwo. Dlatego strój wycieczkowiczów musi być możliwie kompletny. Nawet jeżeli jest bardzo upalnie i słońce mocno przygrzewa, chłopcy nie ściągają bluz i koszul, i nie pędzą pod górę w samych szortach. Nie mogą się zachowywać tak jakby byli na plaży w Mombasa. Podobne zasady dotyczą dziewcząt. Rymując: swobodnie ale godnie. Trzeba pod tym względem zachować dużą roztropność i umieć wyjaśnić potrzebę pewnej dyscypliny. Nie należy zapominać, że oazy rekolekcyjne mają być i pod tym względem nośnikami nowej kultury.

Jeżeli jest zaplanowana dłuższa wyprawa, trzeba zabrać ze sobą suchy prowiant. Najlepiej rozdzielić go na poszczególne zastępy. W związku z tym przed wyjściem z ośrodka każdy animator musi przygotować plecak, który potem można nieść na zmianę. Nie są wskazane kanapki, ponieważ po kilkugodzinnej marszrucie zazwyczaj tak się utrzęsą w plecaku, że wyglądają mało apetycznie bądź nie nadają się już do spożycia. Najlepiej przygotować zestawy, składające się z bochenków chleba, zamykających się szczelnie puszek z masłem czy margaryną, oraz dodatków w postaci konserw, żółtego sera i twardych warzyw (na przykład ogórków). W takich przypadkach zestaw powinien zawierać przynajmniej jeden nóż do krojenia i smarowania chleba oraz otwieracz do konserw. Nie należy zapominać o papierowych serwetkach. Jeżeli posiłek odbywa się na trasie, po jego zakończeniu należy po sobie uprzątnąć i nie pozostawiać kompromitujących śladów na trawie w postaci śmieci. 

Jeden z animatorów powinien mieć z sobą apteczkę z niezbędnymi środkami pomocy. Szczególnie zaś chodzi o elastyczne bandaże, przydatne, gdy ktoś sobie na przypadkowym korzeniu naciągnie ścięgno lub skręci kostkę. Zawsze warto zabierać ze sobą wodę utlenioną i proste opatrunki, nieodzowne w przypadku otarć lub skaleczeń.

Popołudniowe ćwiczenia w małej grupie rekolekcyjnej

R

ozmowę ewangeliczną i krąg biblijny można przeprowadzić na łonie natury — w ujmującym odosobnieniu, gdzie łatwo o skupienie i wyciszenie, na przykład gdzieś na rozświetlonej słońcem leśnej polanie lub na porośniętym gęstą trawą wygonie, a w razie niemiłosiernego upału — w cieniu rozłożystych drzew. Trzeba oczywiście stworzyć odpowiedni nastrój, zaprzestać pogaduszek i uciąć chichoty, żarty i śmiechy. Jest mile widziane, aby grupa otaczała zapaloną świecę i otwartą księgę Pisma świętego. Płonąca świeca podkreśla medytacyjny charakter spotkania, które rozpoczyna się i kończy wspólną modlitwą. Należy zachować zawsze ryt jej zapalania (Wezwanie „Światło Chrystusa!” i odpowiedź „Bogu niech będą dzięki!”). Ponieważ rozmowa ewangeliczna jest ćwiczeniem duchowym, które animator prowadzi całkowicie samodzielnie, musi zatem być pewien, że będzie ono przebiegać właściwie, zgodnie z przyjętymi regułami, i że uczestnicy nie narzucą mu żadnej spłycającej je konwencji. Temat rozmowy musi mu być bliski. Powinien przemyśleć różne warianty refleksji nad prowokującym do namysłu wydarzeniem, nad którym ma się z grupą zastanawiać, i nad zadanym tekstem biblijnym, jak również wziąć pod uwagę możliwość wprowadzenia uzupełnień, ubogacających przebieg ćwiczenia (lektura fragmentu książki lub czasopisma, itp.). Najważniejsze jest wszakże to, aby umiał doprowadzić do autentycznego zainteresowania przedłożonym tematem. Tylko doświadczeni animatorzy mogą sobie pozwolić na improwizowane spotkania, bez uprzedniego przygotowania i uważnego studium materiałów pomocniczych. Do takiej wprawy dochodzi się zwykle dopiero po kilku latach pracy formacyjnej i po zdobyciu sporej wiedzy na podejmowany temat. Rozmowa ewangeliczna jest połączeniem modlitwy i rozmowy, medytacji i wymiany zdań; jest wspólnym poszukiwaniem chrześcijańskim, które ma sens, jeśli uczestnicy akceptują jego zasady. Nie wypada redukować tego ćwiczenia do samej tylko świeckiej rozmowy (chłodnej i niezobowiązującej dyskusji), ale ponadto — z drugiej strony patrząc — nie wypada również nadawać mu charakteru jakiejś sztucznie uduchowionej medytacji. Ważne są uczciwość i szczerość, duch zaangażowania, jak również pragnienie znalezienia chrześcijańskiego rozwiązania badanej kwestii. Jeśli rozmowa ewangeliczna odbywa się w pomieszczeniu, które służy jako sypialnia, animator winien zwrócić uwagę na to, by uczestnicy w jej trakcie nie wyciągali się leniwie na łóżkach. Ćwiczenie to nie przypomina lektury do poduszki, wymaga skupienia i uwagi — co w naturalny sposób wiąże się z określoną postawą ciała. Wymaga także okazania szacunku Temu, którego symbolizuje zapalona świeca. Rozmowa ewangeliczna trwa zwykle około godziny. Nie powinno się jej nadmiernie przedłużać, ale też jej za szybko kończyć. W tym ostatnim przypadku pozostanie bowiem uczucie niedosytu.

Prowadzenie kręgu biblijnego i liturgicznego, rozmowy ewangelicznej i innych zajęć, przewidzianych w części szczegółowej podręcznika oazy, wymaga — co tu dużo mówić — posiadania sporych kwalifikacji podmiotowych i przedmiotowych, które najlepiej pogłębiać i rozwijać poprzez udział w podobnych spotkaniach we wspólnocie apostolskiej w parafii. Najlepiej najpierw tam — w ciągu roku szkolnego — popróbować swoich sił, przetestować siebie i zbadać już zdobyte umiejętności. Z jednej strony patrząc, jak już wspomniano, animator musi mieć posłuch, a więc umieć zapanować nad rozbawioną grupą, wyciszyć obecnych i doprowadzić do atmosfery spotkania religijnego, z drugiej zaś — wywołać rzeczywiście zainteresowanie podjętym wątkiem i sprawić, by uczestnicy dzielili się naprawdę tym, co myślą i czują. Jeśli nie będzie sobie z tym radzić i prowadzić zajęcia niedołężnie i nieskładnie, jego podopieczni szybko się nastawią na li tylko przeczekanie nudnego spotkania. Odgadną, że animator niewiele wie na zadany temat, a jak wiadomo z pustego przecież nawet Salomon nie naleje. Jeżeli więc zostaną zmuszeni do zabierania głosu, będą bąkać jedynie coś przez grzeczność. Bardzo wiele się w ten sposób straci.

Z rozmową ewangeliczną lub kręgiem biblijnym łączy się zwykle dziesiątek różańca. Warto pamiętać, że metoda oazy jest integralnie związana z modlitwą różańcową. Oaza trwa piętnaście dni, a każdemu z nich odpowiada jedna tajemnica różańcowa, od części radosnej, przez bolesną, po chwalebną. Drugim odniesieniem dla jej programu jest cykl roku liturgicznego, od Adwentu po uroczystość Chrystusa Króla. Różaniec oazowy odmawia się z dopowiedzeniami. W oazach pierwszego i drugiego stopnia uczestnicy uczą się je tworzyć, wpisując codziennie do notatników po dziesięć dopowiedzeń do każdej kolejnej tajemnicy. Animatorom wypada zwracać uwagę na ich poprawność. Zazwyczaj nie mają oni większych trudności ze znalezieniem i dostosowaniem treści biblijnych i teologicznych, odpowiadających kolejnym tajemnicom różańcowym. Kłopoty wywołuje natomiast wymóg zachowania poprawności językowej, szczególnie zaś gramatycznej. Dopowiedzenie jest uzupełnieniem przerwanego w pół zdania, które kończy się na słowie „Jezus” — powinno zatem zaczynać się od „którego”, „którym”, „z którym”, „o którym”, „dla którego” lub „przez którego”. Tworzony zwrot jednak odnosić się musi nie do Jezusa, lecz do Maryi, gdyż to do Niej skierowana jest ta modlitwa.

Nabożeństwo wieczorne

N

abożeństwo wieczorne jest drugim obok porannej Mszy świętej — jeśli nie liczyć jutrzni — oazowym spotkaniem o charakterze liturgicznym. O jego kształcie decyduje „Podręcznik nabożeństw Oazy Nowego Życia”. O ile poranną Mszę świętą celebruje się przez około półtorej godziny, to nabożeństwo odprawiane wieczorem powinno „zmieścić się” w trzech kwadransach. Jest już bowiem późno, dzień się chyli ku zachodowi, uczestnicy są syci wrażeń i nieco zmęczeni — i trudniej im o uwagę i dłuższe skupienie. Nabożeństwo wieczorne może być bogate w śpiewy. Wypada pamiętać o sugestii, zawartej w „Podręczniku nabożeństw Oazy Nowego Życia”, by w niedziele i święta, przypadające w czasie oazy odprawić nieszpory według odnowionej Liturgii Godzin.

Od kolacji do pogodnego wieczoru

K

olacja jest ostatnim wspólnym posiłkiem w ciągu dnia. Podobnie jak śniadanie i obiad winna rozpocząć się punktualnie. Jeśli wyprawa w góry się przedłużyła i powrót wypadł nieco później niż to zaplanowano, grupa dyżurna może mieć zrozumiałe kłopoty z uwinięciem się na czas. Animatorzy innych zespołów mogą wtedy przyjść jej z pomocą.

Utrzymanie porządku i ładu po kolacji bywa niekiedy trudnym zadaniem. Zespół wychowawczy może sobie z nim nie radzić. Po udanej wycieczce uczestnicy są na ogół rozbawieni, by nie mówić rozbrykani i rozhasani, dlatego ulatuje im z pamięci prawda o rekolekcyjnym charakterze oazy. Ponadto przedostatni wspólny punkt programu dnia, czyli pogodny wieczór, nastraja ich relaksowo. Czują, że są na luzie. Jeśli górę wezmą emocje, utracą samokontrolę, a ich żywiołowa radość przeniesie się na późne godziny wieczorne — można się obawiać, czy zostanie zachowana cisza nocna i uszanowana pora snu.

Bez wątpienia, czynnikiem wyciszającym grupę jest nabożeństwo wieczorne i nie należy z niego rezygnować, nawet jeśli wyprawa była męcząca lub uczestników dopadł rzęsisty deszcz. Przy końcu kolacji można w kilku słowach przypomnieć o idei dnia rekolekcyjnego i podsumować popołudniowe zajęcia, szczególną uwagę zwracając na wyprawę otwartych oczu i rozmowę ewangeliczną.

I w przypadku pogodnego wieczoru liczy się punktualność. Bywa, że zespół odpowiedzialny za jego program jest tak dalece zaaferowany próbą generalną za kulisami, że w następstwie tego uczestnicy muszą czekać przed wejściem do sali i się niecierpliwić. Zwlekanie z rozpoczęciem najczęściej oznacza, że będzie on krótszy niż się spodziewano. Lepiej unikać takich sytuacji. Pogodny wieczór zazwyczaj trwa około półtorej godziny i kończy się najpóźniej o wpół do dziesiątej. Należy pamiętać o pewnych zasadach, dotyczących jego przebiegu. Zabawa nie może być bez reszty żywiołowa i niepohamowana, bez projektu i planu, a przy tym przez nikogo nie prowadzona. Należy wyznaczyć jedną lub dwie osoby do roli konferansjera lub konferansjerów. Zapowiadają oni kolejne występy, wplatając w anonse żarty i dowcipy.

Program winien zróżnicowany, a jego kolejne punkty tak ułożone, by monologi, dialogi, inscenizacje, konkursy, zabawy i skecze, przerywane wspólnymi śpiewami, łączyły się ze sobą i tworzyły pewną całość. W prowadzenie pogodnego wieczoru powinien być włączony oazowy akompaniator, który będzie umiał towarzyszyć śpiewnym przerywnikom i harcerskim czy obozowym balladom (musi znać melodie, chwyty i słowa). Powinny być przygotowane teksty piosenek, zaplanowanych do wspólnego wykonania. Warto pamiętać o tym, że pogodny wieczór jest sprawdzianem osobistej kultury uczestników oazy. Mogą się razem setnie bawić, ale nie za cenę ośmieszania i poniżania swych kolegów i koleżanek, czy szydzenia z animatorów i innych osób z zespołu wychowawczego. Raz lub dwa razy w turnusie pogodny wieczór można przeprowadzić metodą obozową, to znaczy przy rozpalonym ognisku, o ile są po temu terenowe warunki. W niektóre dni może być zastąpiony nieco poważniejszymi w swej wymowie i treści tematycznymi wieczornicami.

Modlitwy wieczorne i cisza nocna

M

odlitwy wieczorne kończą pogodny wieczór, a także cały dzień rekolekcyjny, stanowiąc jego refleksyjne podsumowanie. Uczestnicy mają w ich ramach czas na rachunek sumienia — obejmujący ich stosunek do całodziennych obowiązków, do kolegów czy koleżanek w grupie i do członków zespołu wychowawczego. Obok tego animator może przewidzieć jeszcze w swoim zastępie tuż przed snem tzw. pięć minut szczerości. Ćwiczenie to dodatkowo scementuje grupę. Chodzi w nim o to, by jego podopieczni w kilku słowach powiedzieli sobie wzajem szczerze, z czego byli tego dnia zadowoleni, a z czego nie, za co mogą siebie pochwalić, a za co zganić. Można sobie podać dłonie i przeprosić się wzajemnie, jeśli dochodziło do starć i miały miejsce jakieś nieporozumienia.

Podobnie jak rankiem, również wieczorem — po modlitwach — obowiązuje cisza i animator musi kłaść nacisk na to, aby jej przestrzegano. Zasadniczo nie powinno się już wtedy załatwiać żadnych pilnych spraw, a uczestnicy po umyciu się mają położyć się do łóżek. Nie ma mowy o bieganiu, odwiedzaniu kolegów w innych sypialniach czy przygotowywaniu zadań na następny dzień, ani też o okupowaniu kuchni, zaglądaniu do spiżarni i robieniu sobie kanapek — puszczeni tam samopas rozbawieni uczestnicy mogą bowiem dokładnie „wyczyścić” spiżarnię z zapasów na cały następny dzień. A już tym bardziej o zbieraniu się razem, głośnym opowiadaniu sobie dowcipów, hałaśliwym śmiechu i przygrywaniu na gitarze czy o nocnych wyprawach poza ośrodek rekolekcyjny. Dziewczęta są skłonne łamać ciszę nocną w mniej rzucający się w oczy niż chłopcy sposób, ale i on nie jest godny pochwały. Lubią zbierać się przy jednym łóżku i szeptem opowiadać sobie do ucha — często długo w noc — jakieś zabawne facecje i dykteryjki.

W rezultacie tego rankiem są niewyspane i senne, a ich zdolność percepcji — jak zostało to już wcześniej powiedziane — ulega widocznemu przytępieniu. Choć przecież wydawało się, że późnym wieczorem w ich pokojach było cicho.

O dwudziestej drugiej lub pół godziny później, zależnie od lokalnych ustaleń, w całym ośrodku muszą być pogaszone światła i powinna panować cisza nocna. Jest ona ważnym sprawdzianem dyscypliny panującej na rekolekcjach i ładu, jaki utrzymują animatorzy w swoich zastępach.