Edward Guziakiewicz
A JEŚLI JUTRA NIE BĘDZIE
powieść science fiction

1

Powieść «A jeśli jutra nie będzie» należy do nurtu postapokaliptycznego w fantastyce.

2

Po ataku zabójczego wirusa z kosmosu przy życiu pozostaje niespełna dwa procent ludzi na Ziemi.

3

Uratowani z pogromu nieliczni mieszkańcy Florydy, głównie bardzo młodzi, organizują się, by stanąć na nogi.

4

Na jednego mężczyznę przypada kilka kobiet, co decyduje o charakterze powstających wspólnot.

5

Utwór ma także drugie dno. Wiąże się ono z kalendarzem Majów i zapowiadanym przez nich czwartym końcem świata.

C

ZYTELNIK znajdzie tu fragmenty kolejnej, szóstej już powieści fantastyczno-naukowej Edwarda Guziakiewicza, po «Obcych z Alfy Centauri», «Hurysach z katalogu», «Windzie czasu», «Buncie androidów» i «Zdradzie strażnika planety», nie licząc obszernego cyklu SF, złożonego z serii nowel i zatytułowanego «Przyloty na Ziemię».

Powieść «A jeśli jutra nie będzie» należy do nurtu postapokaliptycznego w fantastyce. Akcja toczy się współcześnie w USA. Po ataku zabójczego wirusa z kosmosu przy życiu pozostaje niespełna dwa procent ludzi na Ziemi. Czy to kres cywilizacji? Co z pozostawionymi bez obsługi elektrowniami atomowymi?

Nastolatki z Florydy usiłują przetrwać w obliczu totalnego zagrożenia i odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Głównym bohaterem jest Oscar Moore, uczeń szkoły średniej w West Palm Beach. Towarzyszą mu rówieśnicy. Pozostali przy życiu nieliczni starsi mieszkańcy miasta, których wirus oszczędził, organizują się, by stanąć na nogi. Na pierwszy rzut oka radzą sobie całkiem nieźle. Powstają komitety ocalenia publicznego.

Powieść ukazuje mniej znane dorosłym oblicze nastolatka i jego zachowania w ekstremalnych warunkach. Burzy potoczne wyobrażenia. Ma ona także drugie dno. Wiąże się ono z kalendarzem Majów i zapowiadanym przez nich czwartym końcem świata, który miał przypaść 21 grudnia 2012 r. Autor rozpoczął pracę nad tą powieścią w maju 2014 r., a ukończył ją we wrześniu 2015 r. Ukazała się drukiem w listopadzie 2015 r.

D

O CZYTANIA książek z gatunku science fiction nikt nie musi mnie namawiać. Dlaczego? To oczywiste, że odrywają od rzeczywistości, kreują nowe światy, wpadają na niezwykłe międzygwiezdne tory, po których autorzy toczą życie swoich niecodziennych bohaterów. Jest jednak jeszcze coś. Coś co decyduje o tym, że każdego roku w moje ręce wpada kilka pozycji z tego gatunku. Lubię dowiadywać się, jaka będzie przyszłość.

Zwariowałam? Być może. Wystarczy jednak przeczytać kilka starszych książek z fantastyki naukowej i obejrzeć choćby „Powrót do przyszłości” Roberta Zemeckisa, by zobaczyć jak wielką moc ma ludzka wyobraźnia. Wystarczył sugestywny obraz latającej deskorolki, by tysiące ludzi na całym świecie zarażonych tym pomysłem przez lata dążyło do tego, żeby ją stworzyć. Nie ważne z jakim skutkiem! Jestem pewna, że płaskie, dotykowe ekrany naszych komputerów, otwierane samoczynnie drzwi, okulary VR, samobieżne samochody od Google czy inne użyteczne cudeńka powstały najpierw w głowach pisarzy science fiction.

Po powieść Edwarda Guziakiewicza „A jeśli jutra nie będzie” sięgnęłam właśnie w poszukiwaniu przyszłości. Ku mojemu zaskoczeniu powitał mnie rok 2014, który jako jedyny w historii zdarzył się... dwa razy. Nikt już nie pamięta tego pierwszego, bowiem żyjemy w rzeczywistości powstałej po kosmicznej korekcie czasu.

W

YPADKI roku 2014 rozpoczynają się od zdarzenia z pozoru błahego. Ot, zachwycony bogactwem flory i fauny przybysz z kosmosu odkrywa na Ziemi jeszcze jeden nieszczęsny gatunek — ludzi. Zdegustowany ich sposobem życia postanawia unicestwić ludzkość, pozostawiając tylko garstkę starannie wyselekcjonowanych okazów. Armagedon przebiega cicho i skutecznie, zamieniając ciała nieszczęśników w kupki czerwonawego prochu.

Jednym z ocalałych na Florydzie jest Oscar Moore — trochę niepewny siebie dziewiętnastolatek. Ocalała też grupka jego znajomych z kółka ekologicznego. Jesteśmy świadkami pierwszego tygodnia po tzw. wielkim wstrząsie, kiedy przyzwyczajeni do lekkiego stylu życia nastolatkowie próbują po omacku zaadoptować się do nowych, całkiem zresztą niezgorszych warunków, żerując na resztkach wybujałej niegdyś cywilizacji. Na pierwszy plan wysuwa się nowa „rodzina” Oscara, założona na niecodziennych, poligamicznych podstawach. Zostajemy też wtajemniczeni w plan ratowania naszej cywilizacji, znany tylko pewnemu niezwykłemu szamanowi i jego majańskim bogom. Dowiadujemy się też, co takiego skrywa sypialnia pięknej Rity Bennett.

„Trzeba to przeżyć, jakby jutra miało nie być!” — deklarował niegdyś w swojej piosence popularny raper Tede. I właśnie taka jest powieść „A jeśli jutra nie będzie”. Bohaterowie biorą z życia pełnymi garściami, poruszając się w świecie, w którym najdroższe samochody stoją bezpańskie na ulicy, a ciuchy znanych marek wystarczy wziąć z wieszaka w opuszczonym sklepie.


W

TRAKCIE czytania przychodziły mi do głowy luźne skojarzenia z częstym wątkiem występującym w japońskich komiksach dla nastolatków — mangach z gatunku harem, które cieszą się niesłabnącą popularnością na całym świecie. Ich fabuła opiera się na relacjach jednej postaci męskiej i kilku kobiet lub odwrotnie. Mimo, że w powieści Guziakiewicza głównym bohaterem jest Oscar, to jego postać jest tylko tłem dla naszkicowania wyraźnych i pełnych życia charakterów dziewczyn, z których każda ma inny temperament i sposób patrzenia na relację z mężem.

Osobną kwestią pozostają intrygujące nawiązania powieści do teorii tzw. „Nowego Porządku Świata”. Jeszcze do niedawna pojęciem tym określany był porządek międzynarodowy powstały po zimnej wojnie. Dziś NPŚ odnosi się do prób utworzenia nowego ładu społecznego, który miałby być zaprowadzony przez eksterminację przeważającej części społeczeństwa. W wirtualnej rzeczywistości krąży wiele pogłosek, jakoby na lotnisku w Denver umieszczone były malowidła przedstawiające planowany Armagedon i następujący po nim nowy wspaniały świat. Nowy Eden. Właśnie taki, w którym znaleźli się bohaterowie „A jeśli jutra nie będzie”. Pikanterii może dodać fakt, że autorem malowideł jest Leo Tanguma — artysta z plemienia Majów, a na jednym z nich mała dziewczynka trzyma tabliczkę z majańskim kalendarzem, do którego nawiązania można odnaleźć także w książce! Czytelnikowi pozostawiam odpowiedź na pytanie czy wszystkie te niezwykłe powiązania są dziełem przypadku, czy powstały wskutek kosmicznej korekty czasu...

Książkę polecam wyłącznie młodym szukającym wrażeń mężczyznom. Jest napisana dla tej starszej części nastolatków, a przeważająca jej część obejmuje relacje w barwnym haremie, złożonym z szukających pocieszenia ślicznotek. Gwarantuję, że żaden facet nie będzie się tu nudził!

Nurtowały go różne myśli. Uzmysłowił sobie, że stali się ofiarami największego w historii ludobójstwa. Szybkiego, cichego, ekologicznego, nic nie zostało dla sępów i szakali, a przy tym na skalę, o jakiej nie śniło się starożytnym tyranom czy twórcom hitlerowskich obozów zagłady. Kto krył się za niemal zupełną zagładą gatunku? Za eksterminacją siedmiu miliardów istot ludzkich? Kto stworzył diabolicznego wirusa? Czyja ręka przyłożyła się do tej zbrodni? (...)


— Ten superwirus pozostawił nas wprawdzie przy życiu, ale mógł wywołać katastrofalne zmiany w organizmach. Nie wykluczone, że jest w stanie modyfikować nasz kod genetyczny — powiedziała Nikki.

Oscar podniósł się i z przestrachem obejrzał dłonie, jakby w poszukiwaniu chorobowych zmian na skórze. Pomyślał, że od tej chwili będzie niespokojnie sprawdzać w lustrze, czy nie rosną mu kły wampira.

— Myślisz, że przekształcimy się w zombie?

— A któż to wie? Może kobiety będą rodzić potworki?

Nikki była zorientowana i doskonale wiedziała, co w trawie piszczy.

— A może zamienimy się w syreny i będziemy żyć w oceanie, jak w serialu „H2O: wystarczy kropla”? — próbował wszystko obrócić w żart.

— Zabawna perspektywa — przyznała. — I wcale nie najgorsza.

— Z dwojga złego wolałbym stać się mutantem z Instytutu profesora Xaviera — skonstatował ze smutkiem. (...)


— Mam jeszcze jedną cenną wiadomość — przypomniała sobie Emily. — Superwirus Armagedon nie został stworzony na naszym globie. Wyodrębniono go w laboratorium w Miami i okazało się, że należy do tworów, o jakich nie śniło się dotąd naszym naukowcom. Bezsprzecznie pochodzi z kosmosu — zakończyła złowróżbnie.

— Niesamowite — zachrypiał Oscar. — Zatem zaatakowała nas obca cywilizacja? — Nikt nie chciał tego komentować, więc dokończył: — Dobrze wiedzieć, na czym się stoi. (...)