Malować, wystawiać, brać udział w plenerach...

Z Marią Kozak-Ciemięgą, artystą malarzem z Malinia, rozmawia Edward Guziakiewicz

— Zaczęła Pani z pasją rysować i malować już w latach najmłodszych!

— Naturę miałam od dziecka kontemplatywną i w związku z tym zachwycało mnie wszystko, co piękne — sople lodu, pąki kwiatów, w ogóle cała przyroda, ptaki i dzikie zwierzęta. W szkole podstawowej w Maliniu, do której zaczęłam chodzić w 1937 roku, miałam bardzo uzdolnioną plastycznie nauczycielkę, z którą na polu moich zamiłowań znalazłam wspólny język. Stale malowałam — i w okresie okupacji, i później — głównie dla własnej przyjemności, a prace rozdawałam koleżankom i znajomym.

— W latach pięćdziesiątych zmierzyła się Pani z farbami olejnymi!

— W tych czasach trudno było o prawdziwe profesjonalne farby, więc sama je sobie przygotowywałam, bazując na pokoście, a pierwsze farby olejne z prawdziwego zdarzenia kupiłam dopiero w Krakowie bodajże w 1952 roku. Zaczęłam tworzyć wówczas dzieła poważniejsze: naciągałam płótno na ramy i podejmowałam trudniejsze tematy. Powstawały wtedy większe pejzaże, wizerunki świętych i portrety.

— Z czasem Pani obrazy wzbudzały coraz większe zainteresowanie.

— Lata sześćdziesiąte przyniosły mi pierwsze lokalne zamówienia. Malowałam obrazy dla szkoły podstawowej w Maliniu, robiłam ilustracje do gazetek szkolnych, jak również zajmowałam się dekoracjami dla kościołów w Chorzelowie, w Tuszowie Narodowym czy w Padwi. Chodziło głównie o ołtarze na Boże Ciało. Później również tworzyłam — też dla szkoły w Maliniu — pomoce biologiczne, malując ptaki i zwierzęta. Powstawały ponadto pod moją ręką okolicznościowe plakaty. Oczywiście, pracowałam etatowo, dzieląc czas między obowiązki zawodowe i domowe, a dla mojej pasji rezerwowałam często późne wieczory czy nawet noce...

— Pierwsza wystawa miała miejsce w 1982 roku.

— Odbywała się ona w kościele parafialnym w Chorzelowie. Właściwie sama ją sprowokowałam, inspirując księdza proboszcza, Jerzego Grabca, do jej zorganizowania. Podarowałam mu bowiem jeden z moich obrazów — z Matką Bożą Chorzelowską. Otrzymałam od niego pamiątkowy medalion papieski. Ksiądz proboszcz wtedy wpadł na pomysł, aby ogłosić plastyczny konkurs maryjny. Na ten konkurs napłynęły 72 prace z terenu parafii, zaś moja otrzymała pierwszą nagrodę. Rezultatem konkursu była wystawa we wnętrzu kościoła.

— Potem przyszły poważniejsze wystawy.

— Dostrzeżono mnie w Muzeum Regionalnym w Mielcu, a w 1985 roku zostałam członkiem Towarzystwa Miłośników Ziemi Mieleckiej. Przyszedł czas na udział w wystawach TMZM. Pokazywano moje prace w Domu Ludowym w Wojsławiu, w Domu Rzemiosła w Mielcu, w Spółdzielczym Domu Kultury, no i — oczywiście — w «Jadernówce». Tam uczestniczyłam w dorocznych zbiorowych wystawach malarstwa i rzeźby do — praktycznie biorąc — ostatnich lat. Z Mielca trafiłam na wystawy do Rzeszowa. Moje obrazy brały udział we wszystkich czterech Wojewódzkich Wystawach Malarstwa Nieprofesjonalnego, organizowanych w latach dziewięćdziesiątych przez Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie. W ostatniej wystawie z tego cyklu, zatytułowanej «Pejzaż górski», która odbyła się w 1999 roku, przyznano mi drugą nagrodę za obraz «Zagroda wiejska». Nie były to moje jedyne rzeszowskie wystawy. Na przełomie 1998 i 1999 roku pokazywano moje prace w Galerii Teatralnej Teatru Lalki i Aktora «Kacperek», zaś w październiku 1999 roku moje obrazy brały udział w Wystawie Akwareli im. Mariana Strońskiego.

— Pamiętano, oczywiście, o Pani dziełach w SOKiS w Chorzelowie.

— Tu moje prace wystawiano przy różnych okazjach. Wspomnę, że po każdej Wojewódzkiej Wystawie Malarstwa Nieprofesjonalnego me obrazy trafiały do ośrodka kultury w Chorzelowie, gdzie można było je oglądać. Ciepło wspominam także wystawy, które odbyły się w Gminnym Ośrodku Kultury w Grochowym (jubileusz misyjny), a następnie w Ośrodku Kultury Gminy Tuszów Narodowy (eliminacje konkursu poezji religijnej). Moje prace uświetniły ponadto I Małopolski Konkurs Poezji Ludowej im. Stanisława Harli w 1997 roku, odbywała się bowiem przy jego okazji wystawa malarstwa i rzeźby twórców ziemi mieleckiej.

— Rekordową liczbę Pani prac zabrano do Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej!

— Na wystawę, która się tam odbywała w 1997 roku, zabrano ponad dwadzieścia moich prac. Podobna liczba moich obrazów trafiła wcześniej do domu kultury w Sędziszowie Małopolskim.

— Plenery?!

— Tych też trochę było. Chętnie wspominam plener miejski w Mielcu, w którym wzięłam udział, lecz także z przyjemnością plenery w Przecławiu, Rzochowie, Rzemieniu, Sandomierzu, Kolbuszowej, czy inne, skromniejsze, które sobie sama organizowałam. W dniach 22 — 24 października 1999 roku brałam udział w przeuroczym plenerze w Krynicy, przygotowanym przez SOKiS w Chorzelowie...

— Plany na najbliższy czas?

— Moim pragnieniem jest brać dalej udział w wystawach i plenerach, i cieszyć się nimi, jak również nadal malować. Z tą ostatnią pasją nie chciałabym się nigdy rozstać!

— Jest Pani znana nie tylko w regionie mieleckim i rzeszowskim, ostatnio bowiem zainteresowano się Pani działalnością twórczą także w środowisku krakowskim.

— Odwiedziła mnie jakiś czas temu ekipa TV Kraków, a prezentowano mnie potem na antenie TV Polonia. Teraz zaś zaproszono mnie do udziału w międzynarodowym konkursie plastycznym «Ksiądz Karol Wojtyła — papież Jan Paweł II», zaplanowanym przez krakowskie Muzeum «Jan Paweł II w sztuce» na lipiec 2000 roku!

— Dziękuję za rozmowę!