Mierzyć się z pędzlami i paletą...
Z mgr Stanisławem Mitykiem, pedagogiem, artystą malarzem i grafikiem z Chmielowa, rozmawia Edward Guziakiewicz

— Pana najmłodsze lata szkolne splotły się z okresem okupacji!
— Urodziłem się w Chmielowie, tam też w 1939 roku miałem rozpocząć naukę w szkole powszechnej. I wybuchła wojna. Nauka się odbywała, choć nie w szkole, a lata okupacji kojarzą mi się do dziś jakoś z białymi kartkami papieru, ołówkami i atramentem w kałamarzach. Gdzieś tam w zakamarkach mej pamięci pozostał obraz kolorowej kredki, którą wtedy po raz pierwszy trzymałem w rękach. Życie było podówczas bardzo chropawe, a ołówek i papier sprawiały, że mogłem się bronić przed złem rzeczywistości i uciekać w świat imaginacji. W ten sposób rysunek — bardzo wcześnie — wpisał się w moją biografię.
— W 1948 roku ukończył Pan szkołę podstawową.
— I zaraz potem rozpocząłem naukę w Państwowym Liceum Pedagogicznym, i to właśnie w Mielcu. Szkoła ta dawała w latach powojennych zawód nauczyciela. Wspomnę, że rysunku uczył mnie w niej pan Tadeusz Podolski. Maturę zdałem w 1952 roku, zaś nakaz pracy kierował mnie aż do Opola, gdzie miałem być nauczycielem plastyki. Nie czułem się jednakże jeszcze wtedy tak silny w rysunku, by odpowiedzialnie podjąć taką pracę. Postanowiłem przed nią uciec. By jej uniknąć, zdawałem na Katolicki Uniwersytet Lubelski, gdzie mnie przyjęto na Wydział Filozofii Chrześcijańskiej. W tamtych czasach nakazu pracy nie można było jednak lekceważyć. Ścigano mnie przez prokuraturę, więc po roku arcyciekawych i zajmujących studiów, z żalem musiałem pożegnać się z uczelnią i bracią studencką. Ostatecznie jednak wylądowałem jako nauczyciel nie w samym Opolu, ale w powiecie Strzelce Opolskie. Jednak tylko znowu na rok, bowiem powołano mnie do wojska.
— Po odbyciu zasadniczej służby wojskowej wrócił Pan do rodzinnego Chmielowa.
— Tu przez trzy lata imałem się różnych zajęć, ponieważ akurat nauczycieli nie potrzebowano. W 1958 roku zwolniło się wszakże miejsce w chmielowskiej podstawówce i mnie przyjęto. Uczyłem różnych przedmiotów, a w tym rysunku i zajęć technicznych, a jednocześnie powróciłem do tego, co mnie wcześniej zaabsorbowało, to znaczy do studiowania. Podjąłem zaoczne studia w Studium Nauczycielskim w Rzeszowie, kończąc je w 1962 roku.
— Nie był to kres Pańskich aspiracji, a Lublin nadal Pana ciągnął!
— To prawda. Możliwość powrotu do Lublina zarysowała się w latach siedemdziesiątych, ale nie na KUL, lecz na UMCS na Wydział Pedagogiki i Psychologii, a to w związku z tym, że otworzono tam podwoje dla nauczycieli. Podjąłem znowu studia zaoczne, na kierunku — wychowanie plastyczne, zaś w 1978 roku uzyskałem magisterium. Zajęcia z malarstwa miałem w pracowni Witolda Urbanowicza, z rysunku — w pracowni Stanisława Góreckiego, a z grafiki — w pracowni Danuty Kołwzdan-Nowickiej.
— Zaczął Pan na serio malować.
— Malowanie było nierozłącznie związane z lubelskimi studiami, podobnie jak pierwsze prezentacje i wystawy. W okresie studiów zacząłem — faktycznie — poważnie tworzyć. Muszę wspomnieć, że zmieniła się w międzyczasie moja pozycja w oświacie, bowiem już pod koniec lat sześćdziesiątych zostałem wizytatorem przedmiotowym plastyki, a dzięki temu miałem więcej czasu na to, by mierzyć się z pędzlami i paletą.
— Jaki był wówczas odbiór Pańskiej twórczości?
— Wielokrotnie wystawiałem moje obrazy. Zaczynałem w latach siedemdziesiątych, a pomijając prezentacje na UMCS, brałem udział w wystawach w Chełmie i w Zamościu. Odbyło się też sporo wernisaży środowiskowych w Stalowej Woli, Nisku i Tarnobrzegu. Wspomnę ponadto o całej serii dorocznych wystaw wojewódzkich, organizowanych przez ośrodki kształcenia nauczycieli Rzeszowszczyzny. Jeśli Pan pozwoli, wyliczę dokładniej ważniejsze późniejsze wystawy. Mile wspominam Ogólnopolską Wystawę Twórczości Plastycznej Nauczycieli — II Biennale w Łodzi w 1989 roku, na której przyznano mi pierwszą nagrodę w zakresie grafiki. W 1991 roku brałem udział w wystawie zbiorowej w Tarnobrzegu, prezentującej również twórczość plastyczną nauczycieli. W 1994 roku bardzo wiele moich prac pokazałem (wystawa indywidualna) w ramach «Prezentacji kameralnych» w Wojewódzkim Domu Kultury w Tarnobrzegu...
— O ile dobrze wiem, w Tarnobrzegu ujrzano Pana wtedy jakby innymi oczyma, by nie mówić, że Pana odkryto!
— Istotnie, doszło do jakiegoś boomu, a w rezultacie tego w następnym roku miałem aż cztery wystawy indywidualne: w Wojewódzkim Domu Kultury w Tarnobrzegu, ponownie w ramach «Prezentacji kameralnych» w WDK w Tarnobrzegu, w Staszowskim Ośrodku Kultury i w Chmielowie (wystawa zatytułowana «Wernisaż domowy»). W latach 1980 — 1984 zajmowałem się ponadto projektowaniem wyposażenia pracowni plastycznych. Dwa z tych projektów doczekały się realizacji.
— Jest Pan znany z małych form graficznych.
— Trafiały one na łamy prasy — «Głosu Nauczycielskiego» w 1977 roku, a później na łamy «Tygodnika Nadwiślańskiego». W tym ostatnim, licząc od 1994 roku do chwili obecnej, zamieściłem około 250 rysunków.
— Z wystaw Pana obrazy trafiały do rąk prywatnych!
— Owszem, rozchodziły się po kraju, lecz sporo także znalazło się za granicą. Są w zbiorach prywatnych w Słowacji, Francji, Holandii, USA i Kanadzie.
— Dziękuję za rozmowę. Może przy innej okazji opowie Pan — osobno — również o swych związkach z Mielcem. Wszak jest Pan w naszym mieście bardzo dobrze znany!
— Chętnie!
Menu
» Strona główna» Informacje
» Tom I
» Tom II
» Do autora
Artyści
» Jan Brożyna» Jan Cichoń
» K. Gargas-Gąsiewska
» Urszula Kapuścińska
» Wojciech Kaszub
» Alicja Korzeniewska
» Maria Kozak-Ciemięga
» Krzysztof Krawiec
» Rafał Krużel
» Anna Kuźniar
» Maciej Mazur
» Stanisław Mityk
» Ryszard Mleczko
» Witold Oczoś
» Józef Piecuch
» Piotr Pszeniczny
» Lech B. Szczurka
» Adolf Talarek
» Małgorzata Wiech
» Maria Zapolska