Tytułem wprowadzenia
Z perspektywy wielogalaktycznego i wielorasowego imperium to, co dzieje się na zagubionej w kosmosie dalekiej Ziemi, wydaje się być zupełnie bez znaczenia. Wyprawa dwójki agentów imperialnych tajnych służb na tę planetę może jednak okazać się niezbędna. Zwłaszcza gdy proste z pozoru sprawy bardzo się skomplikują. Sięgną tu bowiem — ku ich zdumieniu — nici intrygi, na którą przypadkiem natrafili.
Głównymi bohaterami utworu są: Kimi, piękna Jenarekitka, reprezentantka gatunku cieszącego się silną pozycją w przeogromnym mocarstwie Styracydów i Mitos, niezwiązany z żadną kosmiczną rasą, a będący w przeszłości członem jaźni kolektywnej, galaretowatego mózgu na Psyfarozie. Próbują oni pospołu rozwikłać zagadkę silnie emitującego obiektu z Meafluorii, planety, administrowanej przez Hagusa, gnoma, należącego do rasy Erioonów.
Ta mikropowieść jest jeszcze jedną — z gatunku literackich — próbą wyjaśnienia okrzyczanych zagadek UFO i Trójkąta Bermudzkiego. Wspomniana tematyka nie traci charakteru prowokującego wyzwania, chociaż nie wszyscy parający się fantastyką ją podejmują, mogą bowiem przebierać w morzu pomysłów i odwoływać się do rozmaitych wzorów. Autor «Przylotów na Ziemię» żartobliwie się z nią mierzy, wprowadzając czytelnika w meandry życia obcych i zawiłości ich losu. Jego bohaterowie ze styracydańskiej Ary borykają się z rozmaitymi trudnościami, nie zawsze różnymi od ludzkich. Ale to już tamta strona osławionego Trójkąta...
Mikropowieść «Ekscytoza» wyszła spod pióra autora w połowie lat dziewięćdziesiątych. W 2023 r. ukończył on jej poszerzoną wersję, liczącą 90 ss znorm mpsu.
Zobacz w księgarni
PDF • ePUB • Mobi
Wydania drukiem
» Edward Guziakiewicz, Ekscytoza. Z tamtej strony Trójkąta Bermudzkiego, Tuchów 2000, ss. 48.
» Edward Guziakiewicz, Przyloty na Ziemię, Chicago 2006, s. 42-84.
SF
EKSCYTOZA
Początek mikropowieści
Niepokojące impulsy pochodziły z układu gwiezdnego, usytuowanego na dalekich obrzeżach zwycięskiego imperium Styracydów. Poziewująca ze znudzenia Kimi wyłowiła je z kosmicznego szumu z odrobiną podejrzliwości i niedowierzania. Poczuła się nagle dziwnie podminowana. Rzadko kiedy w monitorowanych przez nią obszarach pojawiało się coś zajmującego, nie licząc kwitowanego skrzywieniem ust bezwartościowego śmiecia, więc jej codzienne dyżury w centrum nasłuchu należały do nieciekawych i usypiających. Brakowało tu nawet poprawiających nastrój śpiewających gwiazd, bowiem subtelnym solarnym symfoniom przysłuchiwano się w sąsiedniej sekcji. Teraz zaś rozciągnięta na wiele zamieszkałych światów pajęcza sieć mimowolnie drgnęła, poruszając ją do głębi.
— Siódemka do komputera — wyjąkała lekko podniecona. — Proszę o sprzężenie zwrotne!
Sygnały były tak słabe, że z powodzeniem mogła je zignorować, nie odnotowując emisji w podręcznej bazie danych. Mając już mentalną kontrolę nad terminalem, z lekka je wzmocniła, więc na ekranie pojawiły się pulsujące krzywe, zaś obok nich długie kolumny zielonych cyfr. „Jakiś nieostrożny matoł z Galaktyki Sto Siedemdziesiątej Piątej naruszył imperialne prawo!” — domyśliła się, ze wzgardą wydymając wargi. Nie zlekceważyła jednak tej transmisji. Ktoś inny ukryłby ledwo uchwytny przekaz, nie zadając sobie trudu, by go zbadać, ale nie ona, kuta na cztery nogi, błyskotliwa i bystra Jenarekitka, umiejąca łowić w mętnej wodzie. Zamarła w bezruchu, wstrzymując oddech, a serce zaczęło walić jej jak młot, bowiem w jednej chwili uzmysłowiła sobie, jaki numer może wywinąć.
SF
EKSCYTOZA
Ukradkiem zerknęła na Albrumutora, który z przymkniętymi powiekami posapywał przy sąsiednim stanowisku. Rozmywały mu się rysy twarzy. Nie przepadała za jego towarzystwem. Należał do zmiennokształtnych. Aluoni rozpływali się, gdy zasypiali, a ich ciała obracały się w metaliczną niby-ciecz do złudzenia przypominającą rtęć. Fatalnie się wysławiał, ostentacyjnie lekceważąc styracydańską składnię. Nieco dalej czuwał Babtunor, któremu w przeciwieństwie do jej najbliższego sąsiada zależało na aparycji. Dumny i niezależny, należał do przystojniaków, o ile można było do niego odnieść to określenie. Ale cóż z tego? Geomoni z Szesnastej Galaktyki nigdy nie wiązali się z Jenarekitkami. Nie mógł więc być kimś na miarę jej sennych kobiecych fantazji i marzeń. Ponadto przedstawiciele tego gatunku należeli do nosicieli. Kryli w swych ciałach długowieczne symbionty, co utrudniało komitywę i zażyłość. W gruncie rzeczy nie było wiadomo, z którym z tych typków się konwersuje — z tym, którego miało się przed oczyma, czy z tym, który gnieździł się w środku. (...)
SF
EKSCYTOZA