E

DWARD GUZIAKIEWICZ przenosi mityczne syreny z wysp Morza Egejskiego na drugą półkulę, na Karaiby, nadając swej zapierającej dech opowieści o wabiących śpiewem pięknych kobietach z rybim ogonem zabarwienie fantastyczno-naukowe. Pisarz rozpoczął pracę nad tym utworem SF późną jesienią 2009 roku, a ukończył go w lutym 2010 roku. Mieści się on w obejmującym wcześniej sześć mikropowieści zbiorze «Przyloty na Ziemię» jako najnowsza siódma z kolei pozycja z proponowanego tam cyklu.

Akcja toczy się współcześnie na Cat Island na Bahamach, a następnie w Miami na Florydzie. Zafascynowany od dziecka mitem o syrenach Patrick odkrywa, że te tajemnicze istoty naprawdę istnieją. Co więcej, zakochuje się w jednej z nich bez pamięci.

Niczym mityczny Orfeusz dociera za swoją ukochaną do zaklętego kręgu, którym władają kosmici. Dochodzi do zdumiewającego wniosku, że ukrywający swą obecność zagadkowi obcy od wieków monitorują życie na Ziemi.

Czy uda mu się sprowadzić do Miami piękną syrenę o imieniu Athenais?





L

UDZIE widywali syreny od niepamiętnych czasów. Według starożytnych podań te pół-kobiety, pół-ryby zamieszkiwały małe wyspy na Morzu Śródziemnym, a tam urzekającym śpiewem wabiły żeglarzy i zabijały ich z zimną krwią. Natknął się na nie ponoć Odyseusz, król Itaki, biorący udział w wojnie trojańskiej. Orfeusz miał uratować argonautów, zagłuszając śpiew nimf własną pieśnią i grą na lirze. Jednak w dwudziestym wieku opowieści o nich mało kto traktował poważnie. Tym bardziej mało kto łączył te mityczne stwory z przybyszami z dalekich stron kosmosu. A może po prostu syreny zeszły ludziom z oczu i dlatego ich nie szukano?

Patrick szczycił się, że ma umysł ścisły, nigdy nie był zwolennikiem poglądów Ericha von Dänikena i nie przesadzał z wiarą w mity, tym niemniej wiedział swoje. Był zdania, że nie należy lekceważyć z pozoru wątpliwych i kruchych dowodów w imię naiwnego hołdu dla obiektywizmu nauki. Skąd zaś dowiedział się o tej wyspie? Któregoś popołudnia usłyszał o niej od znajomego. Zauważył go i przysiadł się do jego stolika w porze lunchu. Kolega akurat wrócił z Karaibów i szukał kogoś, z kim mógłby podzielić się wrażeniami. Zrelacjonował mu opowieść starego rybaka, który za kilka puszek piwa sprzeniewierzał się tubylczej społeczności i zdradzał jej sekrety.

Syreny ponoć wychodziły z wody, kiedy zbliżał się ich czas. Tylko przy pełni księżyca. I szukały faceta. A piękne były! Takie, że dech zapiera!




Patrick blado się uśmiechał i przytakiwał mu z udawaną obojętnością. Nie chciał, by znajomy się domyślił, że ma obsesję na punkcie syren. Przed nikim nie zdradzał się ze swą pasją. Gdyby znudzony kumpel wdepnął do jego mieszkania, odkryłby ze zdumieniem, że zebrał mnóstwo gadżetów, które się z nimi wiązały, książek, wycinków prasowych, zdjęć, plakatów i filmów wideo. Miał lekkiego świra na punkcie tych tajemniczych istot, a interesował się nimi od dziecka.

Czy więc mógł postąpić inaczej w obliczu takich rewelacji? Pomimo tego, że obłożono go pracą, niezwłocznie wziął urlop i poleciał z Miami do Nassau, stolicy Bahamów. Tam przesiadł się na lot do Arthur’s Town, by znaleźć się na Cat Island. Akurat zbliżała się pełnia księżyca. Wiatr szeleścił tu w liściach palm, fascynowały rafy koralowe, a tropikalna roślinność obiecywała udany wypoczynek. (...)



PDF • ePUB • Mobi