EDWARD GUZIAKIEWICZ

ORCID 0000-0001-7280-6378

Teksty teologiczne

Serwis zawiera opracowania Edwarda Guziakiewicza, zamieszczane na łamach periodyków teologicznych w latach 1980-2015.
Główne tematy: wzrastanie, młodość, praca ludzka, zmartwychwstanie.

Młodość, wzrastanie

Edward Guziakiewicz
Ku teologii młodego pokolenia

Homo Dei, 3/2004, s. 60-69


Jakiego typu wrażliwość jest potrzebna, by właściwie pojąć i trafnie odtworzyć złożony świat wewnętrzny nastolatka, a przy tym nie pomylić go — mówiąc żartobliwie — ze światem wewnętrznym... dinozaura? Jak wyregulować obiektyw kamery na planie obecnego, zmiennego życia społecznego, by ujęcie ról, które pełni nastolatek, okazało się wyraziste i czytelne? Czy jest on li tylko tyranozaurem z hałaśliwym radiem lub magnetofonem, szalejącym na nocnych dyskotekach i sięgającym po marihuanę? Przy podejmowaniu tego trudnego zadania szczególnie przydatną okazuje się optyka, związana z teologicznym i społecznym nauczaniem papieża Jana Pawła II. Jego oryginalny i twórczy stosunek do młodego pokolenia jest niewątpliwie godny uwagi i zainteresowania.


Drogowskazy Jana Pawła II

Papież spogląda ciepło i życzliwie na młodzież różnych krajów i kontynentów, eksponując jej zalety, wskazując na tkwiące w niej możliwości działania i apostołowania — i przypominając o jej charakterystycznym i niezbywalnym wkładzie w życie społeczne, religijne, kulturalne i polityczne. Inspirując się Ewangelią Jezusa Chrystusa, Ojciec św. podchodzi do spraw, które są bliskie młodym, bez częstych uprzedzeń, widocznych u zmęczonych życiem dorosłych. A spotykając się z nastolatkami, nie kryje tego, że jest nimi oczarowany i zauroczony. Z punktu widzenia Objawienia Bożego człowiek jest istotą niezwykłą w swym wybraniu. To zrozumiałe, że niezwykły jest również nastolatek, cieszący się wiosną życia i niosący z sobą ogrom entuzjazmu i radości, którymi emanuje w otoczeniu. Jest on przecież siłą, odradzającą życie społeczne.

Przy poszukiwaniu poprawnych założeń teorii młodego pokolenia z powodzeniem można się odwoływać do wypowiedzi papieża Jana Pawła II jako swego rodzaju drogowskazu. Jest on niewątpliwie jednym ze współczesnych proroków, wrażliwych na ducha przemian, które dokonują się w Europie i na innych kontynentach. A jego liczne podróże apostolskie dowodzą, że nie tylko dla dorosłych, lecz i dla samych nastolatków pozostaje niedościgłym wzorem — kimś, kto pociąga i zarazem wywiera widoczny wpływ na umysłowości.

Odwoływanie się do wypowiedzi papieża na temat młodzieży jest uzasadnione nie tylko dlatego, że pozostaje on charyzmatycznym przywódcą poszukującego Boga współczesnego świata, lecz również dlatego, że za jego osobistym stosunkiem do młodych ludzi kryje się określona postawa badawcza. Wygłaszając swe poglądy, Jan Paweł II wspiera się z pewnością na własnym dorobku naukowym, filozoficznym i teologicznym. Warsztat naukowy Karola Wojtyły wiąże zaś — o czym wypada pamiętać — najważniejsze tezy tomizmu z intuicjami personalizmu, kierunku myślowego, widzącego w centrum poznania osobę ludzką, oraz wynikami poszukiwań innych współczesnych nurtów filozoficznych, zwłaszcza fenomenologii i egzystencjalizmu. Personalizm zaś, odsyłający do filozofii spotkania, dialogu i wspólnoty, skłania ku charakterystycznemu podejściu ku obiektowi badań, którego nie zapewniają inne nurty naukowe.


W poszukiwaniu definicji nastolatka

Na współczesną młodzież można spoglądać w duchu wąskiego pozytywistycznego obiektywizmu — przez „szkiełko mędrca”, zafascynowanego wprawdzie przedmiotem badań, lecz zarazem beznamiętnie usatysfakcjonowanego tym, że ów przedmiot znalazł się w formalinie. Wyrastająca z doświadczeń personalizmu teoria poznania zdaje się jednakże wykluczać tego typu podejście do fenomenu, jakim jest żywy człowiek czy konkretna wspólnota. Żywy i świadomy obiekt badawczy wymaga bowiem zupełnie innych interakcji niż martwy przedmiot, na przykład odłamek skalny z Księżyca lub z Marsa. A poznanie go opiera się niejako z natury rzeczy na osobowym i osobistym zaangażowaniu. Człowieka nie można odnaleźć inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie (por. KDK 24). Z drugiej zaś strony patrząc, nie można go również pojąć, jeżeli oddziela się poznanie od miłości i nadmiernie je formalizuje. Te brzmiące z powagą tezy naukowe odnoszą się bez wątpienia do refleksji nad współczesnym nastolatkiem. Można go rozszyfrować i zrozumieć dopiero wtedy, kiedy podejdzie się do niego z otwartym sercem i rozpozna w nim partnera dialogu — a więc dostrzeże się jego godność, ujrzy się, iż cieszy się on taką samą jak ludzie dorośli podmiotowością, i zaakceptuje się to, że mimo młodego wieku współtworzy on w nie mniejszym stopniu niż starsi złożoną rzeczywistość społeczną.

O tym, że pogłębiona i wyważona refleksja nad współczesnym nastolatkiem jest niezbędna, świadczą pewne niedostatki, rysujące się w wielu dotychczasowych — obiegowych i naukowych — definicjach młodzieży. I tak, na przykład, charakteryzujący nastolatków Władysław Adamski uściśla: „Młodzież — społeczno-demograficzna kategoria osobników, pozostająca w stadium przejściowym między okresem dzieciństwa i dorastania a dorosłością, równoznaczną z osiągnięciem samodzielności ekonomicznej i społecznej” (Młodzież współczesna, W: Encyklopedia pedagogiczna. Pod red. Wojciecha Przemykało, Warszawa 1993, s. 380). Definicja ta ma jednakże charakter poniekąd negatywny — i wyjaśnia nie tyle to, kim jest nastolatek, co raczej to, kim nie jest. Wynika z niej, że nie jest on już dzieckiem i dorastającym, a z drugiej strony patrząc — nie jest jeszcze dorosłym. Jej logiczna analiza prowadzi w rezultacie do błędnego wniosku, że wiek dziecięcy posiada swe cechy konstytutywne, podobnie wiek dojrzały, natomiast wiek młodzieńczy — nie. Nastolatek w tej koncepcji byłby więc kimś dramatycznie zawieszonym w próżni społecznej, kto utracił już status rozkosznego bobasa, a nie nabył jeszcze statusu poważnego człowieka dorosłego. Takie przypuszczenie prowadzić jednak może do utraty z pola widzenia sporej części bogactwa młodości.

Współczesna młodzież jest daleka od „stadium przejściowego”. Tworzy przecież odrębną klasę społeczną, z własnymi, specyficznymi kłopotami i dylematami, z charakterystyczną świadomością, z ideałami, wzorami życia i różnymi typami światopoglądu oraz moralności. Traktowanie jej w opisany wyżej sposób jest ryzykowne. Rysuje się więc w związku z tym zrozumiała potrzeba poszukiwania nowych i pełniejszych definicji młodości, uwzględniających konstytutywne cechy tego wieku. Interesująca jest niewątpliwie z tego punktu widzenia definicja nastolatka, wyłaniająca się z kart listu apostolskiego „Parati semper” („Do młodych całego świata”) papieża Jana Pawła II. W przywoływanym dokumencie pontyfikalnym Ojciec św. wskazuje na „wzrastanie” jako istoty przymiot młodości — arcyciekawy, intrygujący, kluczowy, udany i ważny.

Wzrastanie jest rzucającym się w oczy prawem życia biologicznego i duchowego. Wiąże się ono ze wszystkim, co występuje w przyrodzie, z miliardami gatunków fauny i flory. Jest ono niejako synonimem życia. Ten zdumiewający fenomen trudno pominąć w praktyce obserwacyjnej, a przy tym nie musi być ona wcale technicznie złożona i wyrafinowana. Wystarczy oderwać się od codziennej pracy i ciekawie zerknąć przez otwarte okno do ogrodu lub sadu, bądź też wybrać się na przechadzkę po parku, w którym kwitną kwiaty, śpiewają ptaki i buszują wiewiórki. Wiosną, gdy stopnieją już lody, a słońce mocniej przygrzewa, życie się odradza, objawiając swą niezwykłą siłę. Twarze przechodniów owiewa ciepły wiatr, na polach kiełkują ziarna zbóż, a trawy zaczynają się zielenić. Na gałęziach drzew i krzewów pojawiają się zawiązki liści. Przyroda, której cząstką jest człowiek, ustawicznie się odnawia, podlegając prawu wzrostu. Przywdziewa wciąż świeże szaty, a sięgający do swej palety boski malarz czarodziej wyposaża ją w gamę cudownych barw, pozostawiając na łąkach i leśnych polanach żywe ślady. Człowiek również wzrasta, podobnie jak inne istoty żywe, a jego związek z ziemią, i tym, co się na niej pojawia, podkreśla już Księga Rodzaju. Zgodnie z opisem stworzenia, wywodzącym się z tradycji jahwistycznej (J), Bóg lepi jego ciało „z prochu ziemi” (por. Rdz 2, 7) — tej ziemi, w której zakorzenia się wszystko, co podlega procesom wegetacji, bądź z nich korzysta.


Wzrastać w Bogu

Obserwacji przyrody i kontemplacji jej piękna towarzyszyć powinna apoteoza życia. Zróżnicowanie, bogactwo i złożoność form, powstałych w procesie ewolucji, jest dowodem na to, że prawo wzrostu należy do naczelnych praw w świecie, stworzonym przez Boga. Człowiek jako jedno z żywych stworzeń, istniejących na globie ziemskim — podobny do zwierząt, z którymi przez swe ciało ma wiele wspólnego, lecz i zarazem różniący się od nich, zdolny do twórczej aktywności, do pracy, wyrabiania skomplikowanych narzędzi, do kultu i głębokiego przeżywania religii, do tworzenia nauki — z całą pewnością powinien cieszyć się życiem, które posiada. Jest ono wielkim darem Stwórcy, który powołał świat do istnienia z niczego (ex nihilo). Autor opisu stworzenia z tradycji jahwistycznej unaocznia ten zdumiewający dar. Bóg Jahwe, kształtujący — niczym garncarz artysta — pierwszego mężczyznę z szarego prochu, który zalega pokładami rozległe tereny i podczas suszy jest porywany przez wiatr, tchnie w ulepiony model we wspomnianym opisie „tchnienie życia” (por. Rdz 2, 7), dzieląc się z istotą ludzką jakby cząstką swej natury.

Życie jest więc darem, którego wartości nie wypada lekceważyć i który należy przyjmować z wdzięcznością i szacunkiem dla Boga, Stworzyciela i Pana. To zrozumiałe, że człowiek je tym bardziej ceni, im mocniej sam doświadcza tego, iż jest kruchy i słaby, nieodporny na choroby, zaburzenia metabolizmu oraz zagrożenia zewnętrzne. Skoro podkreśla się wagę tego daru, to trzeba zarazem dostrzec i to, że nie spełnia on wystarczająco — pomimo wszystko — ludzkich oczekiwań i aspiracji. Istota ludzka sięga bowiem swą myślą i najskrytszymi pragnieniami znacznie dalej niż na to pozwalają jej zmysły. Powołana raz do bytowania i świadoma swej niezwykłości, chce żyć wiecznie. Nie pragnie takiego li tylko kresu, jaki czeka rośliny i zwierzęta; nie chce bezpowrotnie przeminąć jak wyschła trawa, wrzucona do ognia, spopielona i spalona.

Człowiek łaknie czegoś więcej. Chce wzrastać i ostatecznie dosięgnąć samego Boga, ale też wie, jeżeli głęboko wierzy, że w swym rozwoju jest od Niego zależny. Jego duchowy rozwój wymaga wsparcia z nieba, światła i łaski, tak jak rozwój trzciny na brzegu jeziora, między szuwarami, wymaga słońca i wilgoci. Wspomniane „tchnienie życia” — widomy znak tego, że człowiek nie jest martwym bytem — nie pozwala zapomnieć o istotnej prawdzie, tej mianowicie, że w zamiarze Stworzyciela miał on być nieśmiertelny. Pierwszy mężczyzna, Adam, ojciec rodzaju ludzkiego, został osadzony w ogrodzie Eden, aby w nim żyć wiecznie, i cieszyć się — wraz z niewiastą, Ewą, matką wszystkich żyjących — owocami drzew, które w nim rosły; miał przy tym omijać drzewo poznania dobra i zła. Bóg, prawdziwy twórca, garncarz i artysta, tchnąc w człowieka, dzieląc się z nim swym oddechem, duchem, dał mu niejako to, co jest właściwe Jego naturze, jakąś cząstkę boskości i nieśmiertelności...

Może więc człowiek wzrastać, jeżeli uznaje w sobie podobieństwo do Stwórcy i jeżeli z szacunkiem przyjmuje prawo Boże, które dostrzega nad sobą i w sobie. Jeśli szuka go w swym sumieniu, w duszy, może autentycznie rosnąć, piąć się w górę ku dobrom niebiańskim — jak bluszcz, oplatający pień drzewa, czy jak krzew fasoli w przydomowym ogrodzie. Może też wiele nauczyć się od kwiatów, kierujących od świtu po zmierzch swe kielichy ku słońcu i śledzących jego ruch na niebie od wschodu do zachodu. Wierzący przypomina również inne rośliny. Jest trochę jak słonecznik, zasadzony między piwoniami i malwami, który nie tylko z zachwytem obserwuje słońce, ale i wręcz upodobnia się do niego.

Niestety, człowiek, obdarowany możliwością decydowania, zapomina niekiedy, skąd czerpie soki żywotne i swą moc, i gdzie jest jego prawdziwe źródło życia. Jego stan jest szczególny. Tylko on bowiem pośród wielu stworzeń na ziemi może świadomie przeciwstawić się prawom wzrostu; ukryć swą twarz i serce przed Bogiem, jak to uczynił pierwszy mężczyzna, Adam, który ujrzał nadchodzącego Stwórcę i przeraził się, że jest nagi (por. Rdz 3, 10).


Grzech i zbawienie

Grzech i śmierć kłócą się z poczuciem ludzkiej godności. Wydają się być rażącym zaprzeczeniem wielkości człowieka i kpiną z jego wybrania. Przygodność, konieczność zejścia z oblicza ziemi i cierpienie wywołują nierzadko bunt, a pragnący doskonałości człowiek na nie się nie godzi. Biblia wyjaśnia tajemnicę śmierci, winiąc za nią samego człowieka, a nie kogoś innego. W ogrodzie Eden prarodzice sięgają po kuszący owoc z drzewa poznania dobra i zła, łamiąc wyraźny zakaz Stwórcy i manifestując samowolę. Zostają wygnani z rajskiego ogrodu. Łamiąc zaś ów zakaz, wprowadzają w świat stworzony nieład i chaos. Bez Boga człowiek błądzi, dokonuje złych wyborów, a swymi niefortunnymi decyzjami szkodzi bliźnim, którzy są obok niego. Jest chwiejny i bezsilny. Praca nie przynosi mu takich owoców, jakie powinna, zaś ziemia rodzi mu cierń i oset (por. Rdz 3, 17-19). Zwątpienie towarzyszy jego licznym poczynaniom, kładąc się szarymi cieniami na egzystencji...

Jest zatem człowiek trzciną myślącą, rosnącą pośród wód, między szuwarami, w bólu i chaosie, kolanami zakorzeniony w doczesności lecz pragnieniami sięgający gwiazd. Nawet jako owa trzcina zdaje się on jednak przewyższać cały świat stworzony, gwiazdy na firmamencie nocnego nieba, liczne galaktyki oraz ich mgławice, bowiem w przeciwieństwie do nich jest istotą, którą naznaczył Stwórca zdolnością pojmowania i rozumienia samego siebie. Jest więc on, mimo cierpienia i grzechu, ważniejszy od kosmosu, od lodowców na biegunach Ziemi, od dżungli w dorzeczu Amazonki, od wysp Pacyfiku i od piasków Sahary. To dla niego — w dziejach zbawienia — Bóg stał się kimś śmiertelnym, uczłowieczając się w Jezusie Chrystusie.

Obraz pierwotnego upadku i utraty niewinności przez ludzi w raju nie jest jedynym obrazem biblijnym, odsłaniającym sekrety ludzkiej egzystencji i przeznaczenia człowieka. Pismo św. przynosi również inne, równie ważne. Księgi biblijne uczą, że zmiana statusu istoty ludzkiej przed Bogiem jest możliwa. W Jezusie Chrystusie człowiecze słabości zostają przezwyciężone. Grzech i śmierć, odnoszące triumfy w historii, są pokonane, znajdując prawdziwego i zwycięskiego przeciwnika. Błyska światło w dziejach, bowiem mocą Ducha Świętego Jezus powraca do życia. Nie ulega bramom szeolu, lecz trzeciego dnia zmartwychwstaje.

Człowiek, jak to wyżej powiedziano, może przeciwstawić się prawom wzrostu. Jednakże jeśli to czyni, zniekształca samego siebie i przestaje być szlachetną winoroślą w przepięknej winnicy. Staje się natomiast krzewem zwyrodniałym i dzikim, który daje kwaśne owoce. Tego właśnie obrazu używają chętnie prorocy, ganiący lud Izraela za to, że ten odwraca się od Boga. Niczym krzew winny, został ów lud przeniesiony z niegościnnego Egiptu do żyznego Kanaanu, opływającego w mleko i w miód. Tu Bóg niby ogrodnik zasadził naród wybrany, podlewając i pielęgnując swą winorośl. Lecz lud Izraela zbuntował się i nie chciał wzrastać.

W Jezusie Chrystusie, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, wzrasta się najpełniej, niczym w blasku niegasnącego słońca i przy ciepłych dżdżach. On też jest wspaniałym i cierpliwym ogrodnikiem, który dobrze zna i rozumie krzewy, kwiaty i drzewa. Figę, nie dającą owoców, okopuje i nawozi; nie chce, aby była wycięta (por. Łk 13, 6-9). Pochyla się nad trzciną nadłamaną — z troską, aby jej nie zniszczyć (por. Iz 42, 3). Przybywa do każdego i jak na starych, przykurzonych i pociemniałych oleodrukach puka do drzwi serca (por. Ap 3, 20). Wybór zaś należy do człowieka. Godząc się na zło i mu się poddając, przestaje czerpać z gleby, w której Bóg go zasadził, karłowacieje i schnie, nadając się na odcięcie i wrzucenie w ogień (por. Mt 7, 19). Kiedy jednakże zerwie z grzechem, może na powrót sięgnąć do źródła żywej wody — i odzyskać to, co utracił. Może się odrodzić jak roślina, której przywrócono sprzyjające warunki wegetacji.


Płodność i praca

Otwarta z szacunkiem na pierwszych stronach Biblia odsłania niezwykłą tajemnicę człowieka. Wyjawia również przeznaczenie nastolatka. Nie zawiera ona li tylko zakazów, jak ten — dotyczący owoców z drzewa poznania dobra i zła, lecz także, a może przede wszystkim, pozytywne prawa życia. W opisie stworzenia świata, związanym z tradycją kapłańską (P), zaznaczają się znamienne słowa Stwórcy, stanowiące — bez wątpienia — najbardziej pierwotne i najbardziej fundamentalne przesłanie, adresowane do człowieka. W szóstym dniu stworzenia Bóg zwraca się do pierwszej pary ludzkiej z następującym poleceniem: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1, 28).

Uważna analiza cytowanego wersetu biblijnego pozwala wyróżnić dwa człony wspomnianego przesłania, a tym samym uchwycić dwa — postulowane niejako przez Boga — kierunki rozwoju i wzrostu istoty ludzkiej. To rodzina i płodność, lecz i zarazem twórcza aktywność i praca. Pierwszy człon nakazu wiąże się ze wspólnotą małżeńską, ku której z natury rzeczy dąży nastolatek, drugi zaś — z ziemią, którą ma on w przyszłości „uprawiać”, pracując zawodowo i pożywając owoce swego trudu. Bóg uczy: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się!..”, wskazując tym samym człowiekowi świeckiemu, który trwa w świecie, gdzie jest powołany, że ma Go wielbić, zakładając rodzinę. Powinna być ona ośrodkiem prawdziwego apostolstwa i przez wzajemną miłość wskazywać na Boga, który jest miłością (por. 1 J 4, 8). Stwórca też zwraca uwagę na ziemię („abyście... uczynili ją sobie poddaną...”), z którą wiąże się bytowanie człowieka.

Zdaniem papieża Jana Pawła II tę ostatnią powinno się pojmować szeroko. To nie tylko poletko, które uprawia ubogi rolnik, przywiązany do swej zagrody, lecz także ogromne metropolie i wreszcie cała planeta, którą odkrył, poznał i posiadł człowiek dzięki podróżom i rozwojowi techniki, przemieniając ją u schyłku XX wieku w „globalną wioskę”. To także niezmierzone przestrzenie w kosmosie poza globem ziemskim. „Oczywiście, że poprzez „ziemię”, o której mówi tekst biblijny — wyjaśnia Ojciec św. w encyklice „Laborem exercens” — należy rozumieć przede wszystkim ten fragment widzialnego wszechświata, którego człowiek jest mieszkańcem, pośrednio jednak można rozumieć cały świat widzialny, o ile może on znaleźć się w zasięgu wpływu człowieka i jego poszukiwań...” (LE 4). Nawet zatem na Księżycu i na Marsie, nie mówiąc o innych, bardziej odległych ciałach niebieskich, może człowiek wypełniać pierwotne polecenie Stwórcy dotyczące pracy i wielbić Go, kontynuując Jego niezwykłe dzieło.


Nastolatek, dziecko przyszłości

Nastolatek, otwarty na podróże i zachłystujący się rysującymi się przed nim możliwościami samorealizacji, wpatruje się w nocne rozgwieżdżone niebo inaczej niż dorosły, a filmy wideo i edukacyjne programy komputerowe pozwalają mu na wyobrażanie sobie Układu Słonecznego jako obszaru już skolonizowanego i zamieszkałego przez człowieka. Jest on świadomy tego, zwłaszcza po lekcjach z astronomii, że za sto, dwieście lub trzysta lat nie tylko najbliższe Ziemi, ale i dalsze planety i ich księżyce staną przed ludzkością otworem. A z wyprawami w kosmos wiąże się przecież posmak prawdziwej przygody.

Dawno minęły czasy, w których sądzono, że Ziemia jest płaska jak naleśnik, i że podtrzymują ją mityczne słonie. Z orbity okołoziemskiej widać, że jest ona lekko spłaszczoną kulą — z dużymi obszarami błękitnych oceanów i mórz, połaciami lądów i wszechogarniającą wszystko bielą chmur i obłoków na tle czarnego nieba. Woda i tlen sprawiają, że różni się ona znacznie od innych planet, fascynując bogactwem fauny i flory. Jest jednak prawdą, że nastolatka pociąga o wiele bardziej to, co nie zostało jeszcze odkryte, dotknięte i zbadane. Aby się więc dobrze wczuć w świat jego doznań i wzruszeń, warto — przynajmniej raz i tytułem eksperymentu — wybrać się z nim w wirtualną podróż po ciekawszych „zakątkach” Układu Słonecznego i w tym celu zasiąść przed ekranem komputera.

Aby pojąć współczesnego nastolatka, trzeba uwrażliwić się na różne drogie mu wizje bliższej i dalszej przyszłości. Wypada je znać, bowiem nastolatek jest dzieckiem przyszłości i kształtuje go ona w stopniu nie mniejszym niż teraźniejszość. Papież Jan Paweł II nie kryje wagi tej perspektywy, a w liście apostolskim „Parati semper” pisze wyraźnie: „W Was jest nadzieja, ponieważ Wy należycie do przyszłości, a zarazem przyszłość do Was należy” (DMCS 1).


Nadzieja zmartwychwstania

Już w starożytności na tabliczkach glinianych i papirusach, z pietyzmem gromadzonych obecnie przez archeologów i muzealników, formułowano poglądy, odnoszące się do młodego pokolenia. Jakie ono było przed odległymi wiekami? Czy lepsze od współczesnego? Jak oceniali je ówcześni dorośli? Niestety, jak się okazuje, ich opinie nie różniły się specjalnie od tych, które padają współcześnie. Z zapisków starożytnych skrybów można się więc dowiedzieć, że ludzie młodzi są krnąbrni i leniwi, a ponadto rzadko posłuszni starszym. Czy za kilka lub kilkanaście stuleci nie będzie podobnie? I czy autorzy, ukazujący — na przykład — zachowania nastolatków w koloniach na powierzchni Marsa lub bazach, wkopanych w grunt księżyców Jowisza i Saturna, nie będą podtrzymywać zbliżonych sądów, krzywdzących młodzież? Nie można wykluczyć tego, iż tak właśnie będzie. Konfliktu międzypokoleniowego nie da się bowiem wyrugować z życia społecznego. Ma on silne podłoże psychiczne. Czas działa na niekorzyść dorosłych, a młodość, raz utracona, nigdy już nie wraca. Wielu osobom w podeszłym wieku trudno zaakceptować tę egzystencjalną prawdę. Ranić ich więc może radość życia nastolatka, jego entuzjazm, żywiołowy śmiech, wola działania, pragnienie rozrywki i niezwykły optymizm.

Aby zrozumieć młodego człowieka, należy — między innymi — podjąć wysiłek przezwyciężenia tej destruktywnej postawy lub usunięcia z siebie jej śladów. Dopomaga w tym wiara, która uprzytamnia, że w perspektywie eschatologicznej młodość jest poniekąd nieutracalna. Ostateczne zmartwychwstanie jest powrotem do cudownych przywilejów młodości. Oczywiście, należy o nich mówić i pisać z zachowaniem analogii. Św. Tomasz z Akwinu, wyliczający właściwości ciała zmartwychwstałego, przede wszystkim niecierpiętliwość i nieśmiertelność, uzmysławia, że będzie ono zawsze harmonijne, piękne i młode. Nie dotknie go więcej inercja, związana z przemijaniem.

Przeżywający choroby i dramaty jesieni życia dorosły może więc dotrzeć do nastolatka ścieżkami wiary religijnej. Jeżeli usiłował go zrozumieć, zasiadając z nim przy komputerze, by odbyć wirtualną podróż w przyszłość, tym bardziej będzie stać go na to, by sięgnąć do przesłania, zapisanego w księgach świętych. Orędzie o zmartwychwstaniu i szczęściu wiecznym w Bogu wyłania się ze zbiorowego doświadczenia duchowego narodu wybranego, by znaleźć niezwykłe zwieńczenie w nowotestamentowym kerygmacie o Jezusie, którego Bóg — mocą Ducha Świętego — wskrzesił z martwych, wynosząc na swą prawicę. To orędzie pozwala spotkać się dorosłemu i nastolatkowi w kontemplacji tego samego, wspólnego im ostatecznego przeznaczenia, które jest dla obu jednakowo radosne.