Wakacje
Już za parę dni, za dni parę
Weźmiesz plecak swój i gitarę.
Pożegnania kilka słów, Pitagoras, bądźcie zdrów,
Do widzenia wam, canto, cantare...
eddie 2003-07-02 21:02:04
Walić głową o mur
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Byłem na dyskotece w osiedlowym domu kultury i wpadła mi w oko pewna modelka. Świetnie tańczyła i dowiedziałem, że ma na imię Beata. Zauważyłem, że zamieniła kilka zdań z moją koleżanką z klasy, Katarzyną. Chciałem wykorzystać tę okazję. Złapałem ją więc w przerwie za łokieć, proponując, żeby mnie z nią zapoznała. Kasia najpierw uśmiechnęła się do mnie zachęcająco, sądząc, że chcę ją poprosić do tańca, potem jednak, gdy usłyszała, o co mi chodzi, prychnęła ze wzgardą i pokazała mi plecy. W poniedziałek w szkole powtórzyło się to samo. Wściekłem się na nią i już tydzień się do niej nie odzywam. Czy dziewczyny muszą być naprawdę takie?
Jaromir, l. 16
Takie zazdrosne? Jakie są, takie są, i ich nie zmienisz. Owa tajemnicza nieznajoma z dyskoteki ma z całą pewnością także sympatyczniejsze przyjaciółki, nie tylko tę nieuprzejmą z twojej klasy. Nie rozumiem, dlaczego właśnie do tej ostatniej tak bardzo się przypiąłeś. Przecież możesz znaleźć kogoś innego, przystępnego i uczynnego, kto pomoże ci zbliżyć się do tamtej laski. Bowiem o to ci chodzi, a nie o scysje i spięcia z zawistną Kaśką. Po co masz walić głową o mur lub rzucać się jak byk na corridzie, skoro z góry wiadomo, że nic to nie da?
W sprawach sercowych przydaje się zawsze ociupinka dyplomacji. Nie ma sensu wyrzucać od razu wszystkich kart na stół. Gdybyś był sprytniejszy, na dyskotece zatańczyłbyś najpierw z Kasią, a potem niby to mimochodem bąknął o tamtej lasce. Coś w stylu: „Wiesz? Taki mój koleżka dopytywał się o miśkę, z którą przed kwadransem plotkowałaś. Co to za jedna?” A potem... po nitce do kłębka.
eddie 2003-07-05 13:33:50
Deszcz
Pogoda zmienna, pada, nie pada, znowu pada. No ale słońce nie może przyświecać non stop. Nie w tej strefie geograficznej. Polska to nie Majorka. Zatem należy uzbroić się w parasol i z nim wyruszać na łowy...
eddie 2003-07-07 13:14:46
Bąknął chłodno: cześć!
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Krążyliśmy wokół siebie od kilku miesięcy, spacerując tymi samymi ulicami, aż wreszcie mu się udało. Natrafił na moment, w którym rozmawiałam z jego koleżanką. Niby to przypadkiem podszedł do nas i zostaliśmy sobie przedstawieni. Ucieszyłam się i sądziłam, że najtrudniejsze mamy już za sobą. Była to jednak przedwczesna radość.
W dwa dni później ujrzałam go znowu na ulicy, więc przystanęłam z promiennym uśmiechem, aby z nim zamienić kilka słów. Lecz Olaf bąknął chłodno „cześć!” i poszedł dalej. Wystawiłam się na pośmiewisko. Wściekłam się na niego, a przy następnej okazji role się odwróciły. Tym razem on chciał pogawędzić, a ja dumnie rzuciłam mu „cześć”. No i minęłam go obojętnie...
Iza, l. 18
Oczyma wyobraźni widzę kolejne scenki tych jakże filmowych perypetii miłosnych. Skłaniałbym się ociupinkę w stronę thrillera. Ujęcie trzecie. Kamera, klaps! Jest słoneczne popołudnie i spotykacie się na ulicy. Udajesz, że go nie dostrzegasz, owszem, ale zarazem prowokacyjnie przebiegasz na drugą stronę jezdni. Jeśli chce, to niech cię goni. Scenka czwarta. Znowu nadchodzi, więc starasz się, żeby cię ujrzał. Widzi cię. Świetnie. Odwracasz się, bierzesz nogi za pas i znikasz za rogiem ulicy. Oczywiście, zmykasz w tym kierunku, w którym on idzie, bo inaczej zabawa nie miałaby sensu. Niech wszyscy widzą, że łazi za tobą wbrew twej woli. I finał. Tu będzie potrzebny ktoś w roli policjanta. Pozwalasz Olafowi zbliżyć się do siebie, a gdy jest już tuż, tuż, robisz przerażoną minę, wystudiowaną wcześniej przed lustrem, i szukając ratunku co tchu podbiegasz do stojącego w pobliżu stróża prawa. W panice mu tłumaczysz, że tamten chłopak chce ci zrobić krzywdę.
Oj, Izo, Izo! Początek każdej znajomości jest trudny i trzeba po prostu lepiej się kontrolować. Nie pozwolić, by zanadto grały emocje.
eddie 2003-07-11 17:51:23
Adaptacja
Byłem kilka dni temu w kinie na „Adaptacji” (reżyseria: Spike Jonze, znany przede wszystkim z reżyserii teledysków, debiut reżyserski „Being John Malkovich”). Jest to historia Charliego Kaufmana, utalentowanego, ale zakompleksionego i neurotycznego scenarzysty filmowego, który po sukcesie swego wcześniejszego projektu otrzymuje propozycję napisania nowego, tym razem opartego na książce Susan Orlean „Złodziej orchidei”. Orchidee to ciekawy temat, ale nie o nich jest ta produkcja. Charlie ma brata bliźniaka, Donalda, który też chce pisywać do filmu. I o dziwo, odnosi sukces. Obu gra ten sam aktor, Nicolas Cage (Nicolas Kim Coppola, bratanek reżysera Francisa Forda Coppoli).
Wielopiętrowa konstrukcja filmu (akcja toczy się niejako równolegle w różnych latach) nie wstrząsnęła mną, bo jeszcze bardziej rozbudowaną mam w „Windzie czasu”. Jako osobę piszącą zauroczył mnie natomiast facet niejako z drugiego planu, czyli brat bliźniak, Donald Kaufman. Uważam, że kto para się pisarstwem i ma trzeźwy stosunek do tego „rzemiosła”, powinien przyjrzeć się, jak tamten konstruował scenariusz. Były to rozsiane po filmie tylko kilkusekundowe relacje, ale błyskawicznie zapadające mi w pamięć.

Metoda wcale nie jest taka zła. Polega ona na dorzucaniu do gotowego zasadniczo opracowania różnych nowych elementów, w rezultacie czego uzyskuje się szokujący czytelnika lub widza poziom komplikacji. Punktem wyjścia może zatem być — uwaga warsztatowcy — dość proste w gruncie rzeczy opowiadanie (nowela), które po serii zabiegów nawarstwiających zamienia się w coś naprawdę godnego uwagi.
eddie 2003-07-12 15:55:46
Empatia i telepatia
Dziś sobie wreszcie uzmysłowiłem, na czym polega dokładnie różnica między uzdolnieniami empatycznymi a telepatycznymi. Pierwsze wiążą się z wyczuwaniem cudzych uczuć i emocji, drugie — z czytaniem myśli.
I nagle zesztywniał. Prilicla, uświadomił sobie z niepokojem, ma zmysł empatyczny. Od momentu poznania nie był zanadto wylewny, ale i tak wszystko, co mówił, współgrało z odczuciami Conwaya. Jego nowy asystent nie był telepatą — nie potrafił czytać w myślach — ale odbierał uczucia i emocje, tak więc mógł być świadom ciekawości Conwaya.
(cytat z: J. White, Szpital kosmiczny, Poznań 2002, s. 165)
eddie 2003-07-13 13:16:44
Z widłami między nastolatków
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Może nie powinienem o tym pisać, zważywszy, że w gruncie rzeczy nic złego się nie stało. Jednakże trochę mnie to gryzie. Widziałem, jak moja młodsza siostra całowała się z rówieśnikiem. Chłopak odprowadza ją często ze szkoły, rozstając się z nią przed naszą kamienicą. Jakiś czas temu trafiłem na nich przypadkiem w parku, włócząc się z rękami w kieszeniach i kopiąc szyszki. Dyskretnie się wycofałem, nie chcąc, żeby mnie zauważyli. Nurtowało mnie przeświadczenie, że migdalą się trochę za wcześnie. Sam zdałem właśnie na studia, siostra zaś dopiero ukończyła gimnazjum. Czy nie powinienem interweniować?
Wojtek, l. 19
Nie widzę powodów, żebyś nie miał wspomnieć o tym rodzicom. Oczywiście, poważnie, z taktem i bez złośliwości. Wydaje mi się, że nie należy skakać z widłami między piętnastolatków lub szesnastolatków, których łączy pierwsze gorące uczucie. Ani stawiać sprawy ich nieśmiałej przyjaźni na ostrzu noża. Co nie znaczy, że można małolatom na wszystko pozwalać. Zwłaszcza gdy na pewne rzeczy jest zdecydowanie za wcześnie. Idziesz na studia, więc pozostaw zadanie wychowania siostry w rękach twoich doświadczonych starych. Jeżeli ciebie ustawili właściwie do życia, zapewne poradzą sobie również z młodszą latoroślą.
Rodzice różnie się zachowują w obliczu pierwszych amorów swoich pociech. Najczęściej raczej się nimi nie zachwycają. Czasami mylnie przeświadczeni o tym, że ich potomek jest nadal przemiłym i rozkosznym bobasem, doznają wstrząsu, odkrywając, że już wyrósł z zabaw wieku przedszkolnego. Naturalnie, muszą umieć nadążać za rozwojem swoich dzieci. Niektórym starym bardzo zależy na tym, aby mieć opinię nowoczesnych. Owszem, czemu nie. Jednak nie powinni przy tym pochopnie ulegać modzie i rezygnować z roztropnego stawiania wymagań i nakładania ograniczeń na rozbrykane dzieciaki.
eddie 2003-07-18 21:47:34
Wokół sporów antropologicznych
„Ateneum Kapłańskie” w majowo-czerwcowym zeszycie zamieściło mój tekst „Zmartwychwstanie. Ku doskonałej jedności ciała, duszy i ducha”. Artykuł dotyczył — moim skromnym zdaniem — przede wszystkim podstaw antropologii judaistycznej. Od końca XIX wieku toczył się spór o biblijną koncepcję człowieka, a terminy „basar”, „nephes” i „ruah” wzięte razem wywoływały liczne kontrowersje. Oczywiście, zadawniony upór, z jakim bibliści usiłowali stosować do „człowieka z Biblii” grecki dwupodział, do niczego pożytecznego nie doprowadził. Nie musiałem się odwoływać do żadnej skomplikowanej hermeneutyki, aby te kwestie klarownie wyjaśnić. Wystarczyło rozróżnienie między planem protologicznym, historycznym i eschatologicznym.
Bog w starszym opisie stworzenia lepi człowieka „z prochu ziemi” (tu: basar), a następnie tchnie w jego nozdrza „tchnienie życia” (tu: ruah), dzięki czemu staje się ów człowiek „istotą żywą” (tu: nephes). Na planie historycznym trójpodziału nie widać, bo w życiu doczesnym przecież człowiek jest niepodzielną jednością (monolitem), natomiast jest on już wyrazisty na planie eschatologicznym. Umierając, człowiek oddaje ducha (ruah) Bogu, jego ciało (basar) trafia do ziemi, a dusza (nephes) do szeolu.
Trójrozpad odpowiada budowie wszechświata, który składa się ze sfery niebiańskiej, ziemskiej i podziemnej. Zmartwychwstanie w Biblii jako swoisty „tryptyk zbawczy” jest odwróceniem tego procesu...
eddie 2003-07-31 21:55:53
