Popadając w zadumę
Jesień, ze złotymi liśćmi sypiącymi się z drzew i wirującymi na wietrze, z coraz dłuższymi wieczorami, z przymrozkami i ze słotami, jest porą roku, przypominającą o przemijaniu. To, co kiedyś cieszyło nasze oczy żywymi barwami, teraz, we wszechogarniającej pola i lasy pustce, jawi się nam jako kruche, wątłe i słabe. Wnet cały świat skryje się pod warstwą białego puchu i zaśnie pogrążony w niepamięci. Soki przestaną krążyć w konarach drzew, a spadający znienacka wieczorny mróz będzie chciał je zamienić w kamienne kolumny. Podobnie jest z życiem ludzkim, które się nieuchronnie kończy — bądź to raptem, w okamgnieniu, jak nagle zerwana nić, bądź to powoli i dostojnie, z majestatem, jak dopalająca się woskowa świeca...
eddie 2002-11-01 10:10:20
mAnIeRy
WzOrOwaNa nA NiEkTóRyCh ReKlAmAch mAnIerA pRzEpLaTaNia LiTeR mAłyCH i dUżYcH sTaŁa SiĘ dOśĆ pOpUlArNa W sIeCi i NaWeT mI sIę PoDoBa. JeDnAk, cO tU dUżO mÓwIć, JeSt tRoChĘ uCiĄżLiWa.
eddie 2002-11-01 18:56:16
Mój ideał mężczyzny
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Przyjaźnię się już trzy lata z Alą, siedzimy w jednej ławce, wspólnie wkuwamy i włóczymy po mieście, decydując się na różne imprezy. Różnimy się jednak w zapatrywaniu na mężczyzn. Podobają mi się chłopcy eleganccy, ostrzyżeni, zadbani i wyrażający się schludnie. A przynajmniej zrobieni na skite'a lub na luzaka. Wpadam w zachwyt, gdy słyszę przedstawiciela płci brzydszej, który mówi piękną polszczyzną, bez prymitywnych wtrętów. Ala z kolei lubi chłopaków spod budki z piwem, byle jak ubranych, operujących podwórkową łaciną, z żałobą za paznokciami, gotowych odpowiedzieć sierpowym w razie zaczepki. Uwielbia punków i metalowców. Zupełnie jej nie rozumiem. Skąd to zamiłowanie do prymitywu?
Jagoda, l. 19
Znasz to łacińskie przysłowie? De gustibus est non disputandum. Czyli: o gustach nie należy dyskutować. Oczywiście, słowa są tylko słowami, a z oczekiwaniami, dotyczącymi mężczyzn, różnie bywa. Strzały Amora trafiają tam, gdzie chcą, zmieniając aspiracje. Może się więc przydarzyć, że ty, Jagódko, zakochasz się w długowłosym hippisie, który już dawno nie widział łazienki, albo w ćpającym punku z czupryną na Irokeza, zaś twoja przyjaciółka, Ala — w nienagannym lalusiu pod krawatem, operującym polszczyzną jak jeden z wieszczów narodowych. Samo życie! Pełne jest kontrastów i zaskakujących zwrotów.
A przy okazji zapytam. Jaki powinien być ten idealny mężczyzna, którego można innym postawić za wzór? To nie tylko sprawa mody. Kobiety balansują w swoich oczekiwaniach między wulgarną siłą a subtelnymi przymiotami ducha. A co by się stało, gdyby te skrajności połączyć w jedno? Nie wiem. Pewnie wyszedłby z tego mityczny Herkules w iluzorycznym filmowym wydaniu. A może Superman. Jednak w realu tacy faceci nie istnieją.
eddie 2002-11-02 11:19:34
Zapach kobiety
...czyli kolejny urywek „Obcych z Alfy Centauri”
Alice znowu zamruczała i przytuliła się do owłosionego mężczyzny. Trącił nosem jej pachnące ramię i przez chwilę próbował dociec, jakich środków do pielęgnacji ciała używa. Nie był to dziki, namiętny i bardzo zmysłowy, korzenny dezodorant, którym go owiały wieczorem dwie prostytutki. Wpływała na niego doskonałą kompozycją intensywnych kwiatowych nut zapachowych. Uzmysłowił sobie, że perfumy najnowszej generacji syntetyzowano w taki sposób, by oddziaływały na psychikę, zaś jedna z popularnych teorii głosiła, iż najsilniej oddziałują zapachy z okresu życia płodowego. Bazowano na zaawansowanych badaniach nad feromonami, ale i brano pod uwagę właściwości aromatyczne wielu afrodyzjaków. Oczywiście, nie obywało się bez zarzutów pod adresem firm kosmetycznych. Utrzymywano, że środki, które oferują, umożliwiają niedozwoloną manipulację partnerem. Dziewczyna nie pozwoliła mu jednak dojść do żadnego odkrywczego wniosku. Widząc, że nie przejawia inicjatywy, zarzuciła mu ramiona na szyję i przyciągnęła go do siebie. Jej oczy zdawały się emanować zielonym kocim blaskiem.
— Jeszcze, mój wampirze — powtórzyła słowa, które usłyszał już w nocy. Pieszczotliwie ugryzła go w ucho. — Nie pozostawiaj biednego kopciuszka na pastwę losu.
Nosferatu nie kazał na siebie długo czekać. Rozłożył nietoperze skrzydła i wypłynął dokazując za swą nimfą na morze uciech — jednak nim dotarł do finału, znowu odezwał się telefon.
eddie 2002-11-05 18:12:10
O żabie
Już dawno nie zamieszczałem dowcipów, a akurat dzisiaj usłyszałem taki, który mnie rozbawił. Chyba antyfeministyczny.
A oto on:
Bocian woła do żaby:
— Te, żabo, głupia krowo, jaka jest temperatura wody w jeziorze?
Żaba milczy.
— Te, żabo, głupia krowo, jaka jest temperatura wody w jeziorze?
Ta nadal milczy.
— Te, żabo, głupia krowo, jaka jest temperatura wody w jeziorze?
Ta wreszcie się odzywa:
— Może i jestem głupią krową, ale nie będę robiła za termometr!
eddie 2002-11-06 16:13:53
W 200 dni dookoła świata
I oto skromny jubileusz! Mój blog przetrwał dwieście dni — co jest niewątpliwym sukcesem, zważywszy, iż miałem wiele razy pokusę, żeby go skasować. A skoro przetrwał, wypada mi podziękować osobom, które w tym czasie podtrzymywały mnie na duchu i utwierdzały w przekonaniu, iż prowadzenie go jest celowe. Przede wszystkim agnes, następnie nadji, oraz muci i zwirusce.
Siła blogu leży w jego interaktywności i nikt, kto prowadzi zapiski, nie jest osamotniony. Jest czytany, chwalony i ganiony. Uczy się i czyni postępy. I wydaje mi się, że sam od kwietnia wiele się nauczyłem. Naturalnie, nie obywało się czasem bez sprzeczek, a nawet kłótni, ale to przecież normalne. Jesteśmy żywymi ludźmi, a nie woskowymi figurami z Muzeum Madame Tussaud.
Przy tej „jubileuszowej” okazji dziękuję też wszystkim, którzy tu zaglądają, czytając moje zapiski i zamieszczając komentarze!
eddie 2002-11-07 15:39:15
Próbka horroru à la Halloween
...czyli znowu ociupinka „Obcych z Alfy Centauri”
Koczujący po drugiej stronie złomowiska clochard przystanął jak wryty, widząc jego małpie celebracje.
— Stary Lukas zwariował. Zwa-rio-wał. Dostał pomieszania zmysłów — zachichotał, zadowolony z uzyskanej w ten sposób przewagi. — Pojebało mu się pod czachą! — Zaraz jednak naszły go bardziej posępne myśli. Uzmysłowił sobie, że i na niego może z nagła spaść podobna przeokropna choroba, pętająca umysł i sprawiająca, że człowiek w sile wieku zachowuje się jak dziecko. — A może to nie on? Czyżby ktoś inny? A jeżeli to ja popadam w obłęd? — osłonił słabowite oczy. — On i nie on — pomrukiwał, z zaciekawieniem podchodząc coraz to bliżej i za nic nie rozumiejąc, dlaczegóż to wyglądający na Lukasa wagabunda jest aż tak młody.
Jego ciekawość okazała się fatalna w skutkach. Żelazna dłoń, która zacisnęła się mu na gardle, już go nie puściła. Uchwyt był miażdżący, a clochard zacharczał i opadł. Krzyk był niemy i nikt go nie słyszał. Po niejakiej chwili Lukas trzymał w łapach już tylko jego zakrwawioną głowę. Z otwartych w agonii ust śmiesznie wystawał język w oprawie z żółtych zepsutych zębów. Mocarz w łachmanach chwilę się dziwił, jakby nie pojmując tego, skąd w jego dłoniach znalazła się ta koszmarna zdobycz, po czym z rozmachem cisnął łepetyną starego Alfreda. Jak piłka pofrunęła, trafiając w barierę przy zamkniętej bramie. Tam opadła i znieruchomiała.
Fruwające czerepy bywały raczej rzadkim widokiem, więc dwaj pracownicy, którzy wysiedli z furgonetki, by otworzyć bramę, znieruchomieli w niewyobrażalnym przerażeniu. To ich uratowało od niechybnej śmierci. Lukas nadszedł bowiem w chwilę później, jakby chcąc ocenić celność olimpijskiego rzutu. Bramę uznał za przeszkodę, jednakże nie ceregielił się z kłódką. Wyrwał ją z zawiasów, z werwą odrzucając na furgonetkę.
eddie 2002-11-08 10:35:36
Kończą studia i łapią męża
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
W kolejce do kasy, tuż przed obiadem w stołówce akademickiej, jeden z wykładowców, którego nawet osobiście nie znałem, opowiadał drugiemu dowcip o studentkach. Akurat stałem za nimi, więc wszystko słyszałem. Powiedział mianowicie, że stosując łącznie dwa kryteria wszystkie studentki na uniwersytecie można podzielić na cztery grupy. Takie, które kończą studia i łapią męża, takie, które nie kończą studiów, lecz łapią męża, takie, które kończą studia, lecz nie łapią męża, i takie, które nie kończą studiów i nie łapią męża. Zaśmiewali się obaj do łez. Ja też się śmiałem, potem jednak próbowałem się zastanawić. Czy to nie jest zbyt poniżające dla dziewcząt?..
Karol, l. 20
Chyba nie powinieneś się tym przejmować. Dowcip jest tylko dowcipem i niczym więcej, a ten jest akurat wyjątkowo udany. Zresztą, podobnie zabawną historyjkę-dykteryjkę można opowiedzieć o chłopcach. Też dałoby się ich podzielić na cztery grupy.
Prawie każdą grupę zawodową cechuje specyficzne poczucie humoru. Przypuszczam, że owi wykładowcy, których podsłuchałeś, nie kpili sobie z dziewcząt, studiujących na uniwersytecie, lecz bawili się możliwościami żartobliwego wykorzystania formalnego aparatu naukowego.
Dzieląc się nurtującymi cię wątpliwościami, dotknąłeś też zagadnienia natury ogólniejszej. Pojawia się bowiem pytanie o to, kiedy, gdzie i w czyjej obecności wypada opowiadać dowcipy. No i jakie.
eddie 2002-11-09 11:44:59
Czas na klona
Magazyn ESENSJA zamieścił w numerze 09/2002 moją nowelę sf „Afrodyta”. Zatem zainteresowanych fantastyką i urodziwymi klonami zapraszam do lektury.
eddie 2002-11-10 20:10:57
Co można w windzie???
Otrzymałem od angie_m e-maila z instrukcjami, dotyczącymi zachowywania się w windzie. Absolutnie rewelacyjne rady!
• Kiedy jesteś w windzie sam na sam z jedną osobą, poklep ją ukradkiem po ramieniu, a potem udawaj, że to nie ty.
• Naciśnij przycisk i udaj, że cię kopnął prąd. Uśmiechnij się i spróbuj jeszcze raz.
• Zapytaj jadących, czy możesz za nich naciskać przyciski i potem naciskaj te niewłaściwe.
• Zadzwoń do psychiatry lub telefonu zaufania z aparatu, znajdującego się w windzie i zapytaj, czy nie wiedzą, na którym piętrze właśnie się znajdujesz.
• Przytrzymaj otwarte drzwi i powiedz, że czekasz na przyjaciela. Po chwili pozwól się drzwiom zamknąć i powiedz: „Cześć, Tomek, jak minął dzień?”
• Upuść pióro lub długopis i zaczekaj, aż ktoś się schyli, aby je podnieść. Wtedy głośno krzyknij: „To moje!”
• Weź ze sobą aparat i zrób zdjęcie każdemu, kto jest w windzie.
• Przenieś swoje biurko do windy i za każdym razem, gdy ktoś wejdzie do środka, pytaj czy byliście umówieni.
• Rozłóż na podłodze planszę do gry i pytaj ludzi, czy mają ochotę zagrać.
• Postaw pudełko w rogu windy i za każdym razem, gdy ktoś wejdzie do środka, pytaj czy słyszy, jak coś tyka.
• Udawaj, ze jesteś z obsługi lotów i sprawdzasz procedury bezpieczeństwa, po czym opuść windę wraz z pasażerami.
• Pociągnij nosem i z wiadomym uśmiechem na ustach zapytaj: „Czy czujecie to co ja?”
• Stań bardzo blisko któregoś z pasażerów windy i od czasu do czasu go obwąchuj.
• Kiedy drzwi się zamkną, obwieść jadącym: „Wszystko w porządku, bez paniki, one się otworzą ponownie!”
• Mów ludziom, ze możesz zobaczyć ich aurę.
• Spoliczkuj się, mówiąc: „Zamknij się, wszyscy się zamknijcie!”
• Otwórz gwałtownie swoja walizkę lub torbę, zajrzyj do środka i zapytaj: „Macie tam wystarczająco dużo powietrza?”
• Stój cicho i bez ruchu w rogu, twarzą do ściany, i nie wysiadaj.
• Przestrasz się innego pasażera i krzyknij jak w jakimś horrorze: „Jesteś jednym z nich!” Potem powoli się wycofaj.
• Ubierz na dłoń skarpetę i używaj jej do rozmowy z innymi pasażerami.
• Obsłuchuj ściany windy za pomocą stetoskopu.
• Wydawaj z siebie dźwięki, przypominające eksplozje, kiedy ktoś naciska przycisk.
• Wytrzeszcz gały na innego pasażera, potem przez chwilę radośnie szczerz do niego zęby i wreszcie z dumą obwieść: „Mam dziś nowe skarpety!”
• Narysuj kredą na podłodze mały kwadrat i oznajmij pasażerom, że to jest twoja prywatna powierzchnia lub lepiej zaśpiewaj „Mój... ...jest ten kawałek podłogi!” (à la „Perfect”)
A kiedy już przerobisz z pasażerami te wszystkie numery, nie zdziw się, jeśli usłyszysz na dole sygnał zbliżającej się karetki pogotowia. Oni są bowiem z reguły pozbawieni poczucia humoru...
eddie 2002-11-12 18:46:43
Co tam winda, pozdrawiam wszystkich z Księżyca...
Z „Obcych z Alfy Centauri”
Tak silnej burzy magnetycznej nie odnotowano na Księżycu już od kilku lat. Nawet wyrafinowane techniki wzmacniania sygnałów radiowych tego dnia nic nie dawały i przez blisko trzy godziny baza księżycowa była odcięta od świata. Kosmiczny wiatr tu wył, potęgując się w czasie silnych perturbacji słonecznych. Wierny satelita Ziemi nie miał atmosfery, ani własnego pola magnetycznego, więc Venzeno Pacelli w przypływie dobrego humoru zwykł był mawiać do podwładnych, że przyszło im żyć i pracować w wiecznym przeciągu. Teraz jednak opuściła go ochota do żartów.
Rozmieszczone wokół stacji obcych sondy wydawały się na okrągło mylić i częstowały eter sprzecznymi ze sobą urywanymi danymi. Na ekranach nie było w ogóle widać bezcennego znaleziska, jakby ktoś je złośliwie ekranował, by po cichu je zwędzić i sprytnie przenieść w nieznane miejsce. Rozmywało się w niby to mgle i bladło.
Komandor stał jak na szpilkach, pocił się i z nadzieją na poprawę łączności wlepiał gały w migające monitory.
— Co za szajs! — mruknął w pewnej chwili. Miał już tego dość. Cywilów wolał nie wołać, bo na nich takie zakłócenia nie robiły wrażenia.
Gdyby przyczółek obcych nieoczekiwanie zmiotło z powierzchni Księżyca, ośmieszyłby się nie na żarty i wolał sobie tego nawet nie wyobrażać. Nie zniósłby takiej kompromitacji. Pluł sobie w brodę, bo powinien był zadbać o dokumentację wbitego w grunt tajemniczego monumentu, nie czekając, aż wzniesie się słońce. Niepotrzebnie z tym zwlekał. Ściskał w ręku asa i rozkoszował się myślą, że ze swoim włoskim nazwiskiem trafi do podręczników historii. Na tak szczęśliwe rozdanie kart nie mógł nigdy więcej w życiu liczyć, a wydawało się ono graniczyć z cudem. Iście szatańska wirtuozeria! Przypadkowe odkrycie dowodziło, że trzecia planeta była w przeszłości odwiedzana przez wysłanników obcej cywilizacji. Nie chodziło o okrzyczane szczątki dinozaurów czy o sławetne ślady po ludzkim praprzodku, którymi fascynowali się archeolodzy. Odkopanymi resztkami zachłystywano się w dwudziestym wieku, ale zdecydowanie przegrywały one w konfrontacji z obecną oszałamiającą rewelacją. Pacelli ofiarował Ziemi coś naprawdę wielkiego.
Po obiedzie komandor skrył się w swoim apartamencie i po raz kolejny z rzędu zabrał się do przeglądania cennych zdjęć, wykonanych przy użyciu specjalnych filtrów.
— Fenomenalne — mruczał przejęty. — Niewiarygodne!
Wysłał je na Ziemię, gdzie uwijano się jak w ukropie. Trwały tam pośpieszne i nieco gorączkowe przygotowania. Stawka była wysoka. Już za dwa tygodnie mieli przylecieć wahadłowcem na Księżyc starannie przesiani wybitni specjaliści z różnych ważkich branż, by z uwagą zająć się odkryciem. Same najtęższe mózgi, fachowcy nie od parady. A wszystko w największym sekrecie. Na razie dźwigał się księżycowy dzień, który odpowiadał mniej więcej trzynastu ziemskim, a temperatura gruntu systematycznie się podnosiła. Wkrótce też miała osiągnąć poziom, odpowiadający wrzeniu wody, aby potem go przekroczyć. To był Księżyc, raz piekielnie zimno, a raz bardzo gorąco.
eddie 2002-11-14 11:42:50
A teraz pocztówka z Amsterdamu...
...czyli kolejny raz „Obcy z Alfy Centauri”
Wydawało się jej, że stąpa po wysoko zawieszonej dygocącej cyrkowej linie, z najwyższym trudem utrzymując chwiejną równowagę. Nie, to nie była chybocąca się lina. Rozhuśtana do niemożliwych granic wyobraźnia odmawiała jej posłuszeństwa. Obrazy były niejasne, wirowały, nakładały na siebie i przenikały się, nie wywołując żadnych pokrzepiających skojarzeń. Lękliwie wtulona w kąt, warowała w cichej poczekalni na półpiętrze, rozpaczliwie łudząc się, że otrzyma jakiś znak z ciemnego nieba. To jednak było ponuro zasnute, a upragnione oświecenie znikąd nie nadchodziło. Jeżeli gdzieś w pobliżu kręciły się jakieś istoty wyższego rzędu, to miały gniewnie zasznurowane usta i nie kwapiły się, by pospieszyć jej z pomocą. Żadne poirytowane bóstwo nie zamierzało jej się ukazywać i udzielać jej rad. A wystarczyłby drobny gest, nieledwie skinienie, tylko pokazanie kierunku. Ogromny hol z podpierającymi strop kolumnami o tak późnej porze świecił już pustkami. Kto miał wybrać się w drogę, dawno to uczynił. Chyba, że musiał jechać nocą. Co jakiś czas dobiegały ją melodyjne głosy z niewidocznych głośników. Te nieregularnie powtarzające się dźwięki były dla niej jedynym punktem odniesienia. W kilku językach zapowiadano przyjazdy i odjazdy pociągów. Pamięć wyciekała z niej jak z dziurawego naczynia i kontury kontynentu rozmywały się jej przed oczyma. Pozostawała tylko pogmatwana sieć biegnących do nikąd torów i niejasnych połączeń kolejowych.
— Do Kopenhagi — trwożnie szepnęła. — Nie, nie tam! — rozsądziła po chwili, bezradnie trzepocząc rzęsami.
Mimo, że okrąglutki dzień strawiła na podróży, a teraz już zbliżała się północ, nie połakomiła się na dłuższą drzemkę, która by ją pokrzepiła. Nagląca potrzeba schronienia się w przytulnym miejscu była silniejsza niż cokolwiek innego. Nie opuszczał jej strach. Tkwiła w jego mackach i w potwornym napięciu czekała na jakiś werdykt. A na co konkretnie? Tego nie wiedziała. Ogarnięta przerażeniem z niepojętą determinacją wybierała na oślep kolejne międzynarodowe trasy i szybkie luksusowe składy, rzucając się po Europie jak ryba wyjęta z wody. Utraciła wreszcie siły i utknęła w Amsterdamie. Nie oddalała się jednak zbytnio od łatwego do zapamiętania budynku Centraal Station. Coś sprawiło, że zdecydowała się na króciutką przejażdżkę tramwajem wodnym po najbliższej okolicy. W wodzie odbijały się ukryte za koronami drzew doskonałe architektonicznie fasady patrycjuszowskich kamienic, kupieckich kantorów, spichlerzy i dawnych magazynów, lecz jej zmęczone oczy tego nie widziały. Uderzająca ornamentyka poszczególnych budowli z różnym kolorem cegły, w odcieniach różu, błękitu, fioletu i szarości, nie wywołała w niej żadnych estetycznych skojarzeń.
Niejasno pamiętała chwilę, w której spadł na nią ten straszny koszmar. Coś odpychającego i wstrętnego zwaliło ją z nóg, pozbawiając ją na krótko przytomności i gasząc w niej radość życia. Otaczający ją jasny świat, w którym czuła się tak dobrze niespodziewanie oddalił się i rozmył, zamieniając się w mylącą zmysły iluzję. Rozprysł się jak rzucone o ziemię zwierciadełko. Okazał się urojeniem i nie miał już nigdy powrócić. Opuściła zalany słońcem park, a w nim maleńką słodką istotkę, która tak ją cieszyła, ale jakiś uporczywy głos, który wciąż w sobie słyszała, uprzytamniał jej, że nie popełniła błędu. Ściągał jej myśli ku temu, co kryła w sobie. Szeptał, że prawdziwe dziecko, nie fałszywe, nosi dopiero w swoim łonie. Ledwo wyczuwalne ruchy, wyrywające ją od czasu do czasu ze stanu stagnacji unaoczniały jej, że faktycznie jest przy nadziei.
Poczuła raptem niby-szarpnięcie. Ocknęła się z lękliwego półsnu, pojmując, że dzieje się coś niedobrego, a narastające raptem wrażenie zagrożenia zmusiło ją do gorączkowego działania. Szybko się podniosła i bezradnie rozejrzała. Schludna holograficzna tablica informowała, że skład do Paryża przez Liège i Brukselę zgodnie z rozkładem jazdy ruszy za kilkanaście minut. Serce w niej płochliwie załomotało, podpowiadając dalszy kierunek ucieczki. Nie mogła zostać w poczekalni, tu nie było bezpiecznie.
— Parigi, Parigi, tante grazie — szepnęła do siebie, przyciskając do piersi wymiętoszoną skórzaną torebkę z frędzlami, w której trzymała karty identyfikacyjną i kredytową oraz zwitek banknotów. — Muszę dostać się do Paryża...
Z antresoli zeszła po schodach na dół, ostrożnie stąpając po posadzce. Wyglądająca na pięćdziesiątkę miła kasjerka podsunęła jej bilet, inkasując należność i wydając resztę. Przyjaźnie rzekła coś po holendersku, ale Włoszka o nieprzytomnych oczach jej nie zrozumiała. Dwaj postawni mężczyźni, z nudów przeglądający wystawione na sprzedaż czasopisma, obrzucili się wymownymi spojrzeniami, a potem dali dyskretnie znak innym, sterczącym dalej obok niewielkiej ale wdzięcznej ekspozycji z tulipanami. Tamci przestali sennie podpierać kolumnę i raptownie się ożywili, jakby im dmuchnął wiatr w żagle. Chętnych do podróży wybraną przez Włoszkę trasą w ostatniej chwili przybyło. Wymęczona do ostatka powoli przeszła korytarzami na zadaszony peron z wysokim półkolistym halowym sklepieniem, a tam poczuła na twarzy powiew nocnego wilgotnego powietrza. Skład czekał, a zapobiegliwy konduktor usłużnie podał jej dłoń, pomagając pokonać uciążliwy stopień. Przy okazji jednym okiem zerknął na bilet, który gniotła w ręku, sprawdzając, dokąd się wybiera. Biegle mówił po francusku i solennie obiecał, że gdyby zasnęła, postawi ją na nogi przed końcem podróży.
eddie 2002-11-15 08:45:20
Koham ciem
Inną widoczną na blogu manierą jest notoryczne popełnianie błędów ortograficznych. A oto próbka „Obcych z Alfy” w takim właśnie wydaniu:
Zostali wreszće sam na sam i Pierre'owi zabrakło nagle thu. Diana w cihości dóha stała obok niego jakonś chwilem, jagby czegoś wyczekójąc, a potem przerwała milczenie, ófnie zażócajonc mu ramiona na szyjem.
— Koham ciem! — szepneła. — Teraz jórz morzemy to zrobić. Tak jak kcesz.
Karmił siem jej bliskościom. Roskoszował siem jej pahnoncymi złotymi włosami, gładzonc je tkliwie. Delikatnie dotykał jej tfaży. Nie liczyły siem już tamte drobne poraszki.
— Códownie — odpowiedział. — Choć! — pociągnął jom za sobom do sypialni. Poszła za nim bes oporuw.
Ufffffffff!..
eddie 2002-11-16 12:11:09
Trzcina myśląca...
Jest zatem człowiek trzciną myślącą, rosnącą pośród wód, między szuwarami, w bólu i chaosie, kolanami zakorzeniony w doczesności lecz pragnieniami sięgający gwiazd. Nawet jako owa trzcina zdaje się on jednak przewyższać cały świat stworzony, gwiazdy na firmamencie nocnego nieba, liczne galaktyki oraz ich mgławice, bowiem w przeciwieństwie do nich jest istotą, którą naznaczył Stwórca zdolnością pojmowania i rozumienia samego siebie. Jest więc on, mimo cierpienia i grzechu, ważniejszy od kosmosu, od lodowców na biegunach Ziemi, od dżungli w dorzeczu Amazonki, od wysp Pacyfiku i od piasków Sahary.
eddie 2002-11-19 20:43:26
Jak zegarek szwajcarski
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Joasia rzadko dotrzymuje danego słowa. Jest milutką laską, a przynajmniej stara się wywoływać takie wrażenie, ale przy tym wyjątkowo roztrzepaną. Obiecuje solennie i przyrzeka, lecz jeśli znowu się z nią umówię, muszę liczyć się z tym, że o ustalonej porze nie zastanę jej w domu. Coś jej zawsze wypadnie, co okaże się ważniejsze. Odbierze telefon i gdzieś pobiegnie, a potem przeprasza. O ile jeszcze pamięta, że się umówiła. Co robić? Sam dotrzymuję danego słowa i drażni mnie, gdy inni nie potrafią się pod tym względem dostosować. Są chyba jakieś zasady? A zależy mi na tym, żeby się z nią zaprzyjaźnić.
Szymon, l. 16
Chłopak i dziewczyna, to zawsze dwa różne światy. Stąd różnice i tarcia. Jedni są w stanie dopasować się do siebie, inni nie. Musisz zatem zastanowić się nad tym, co dalej. Jeśli nie potrafisz zaakceptować jej takiej, jaką jest, rozejrzyj się za inną laską, bardziej ci odpowiadającą: stałą, solidną, słowną i niezawodną jak szwajcarski zegarek. Na to, że przerobisz Joannę na własne kopyto i że nakłonisz ją do tego, by tańczyła jak jej zagrasz, raczej nie licz. Łatwiej bowiem to i owo zmienić u siebie, aniżeli u bliźniego.
Dziewczyna może mieć miłą buźkę i wywoływać w tobie zachwyt, jednak wcale z tego nie wynika, że między tobą a nią będzie wszystko oki. Nie tylko uroda bowiem się liczy, ale i charakter, a także różne nawyki i przyzwyczajenia. Zbyt duże różnice na tym polu mogą być źródłem ustawicznych konfliktów i nieporozumień.
eddie 2002-11-20 08:00:55
Pląsy na parkiecie
Właśnie! Chciałem się poradzić w sprawie savoir-vivre'u. Jak to jest, powiedzcie. Kręcą się po parkiecie razem dwie dziewczyny, bo akurat nie ma chętnych chłopaków. I chyba nikomu to nie przeszkadza. I tak było od zawsze, o ile dobrze pamiętam. A co się dzieje, gdy tańczy ze sobą dwóch chłopaków? I to dłużej? Jak to inni odbierają i komentują?..
eddie 2002-11-23 11:37:24
Ocena bloga
No i dostałem piątki z plastyki i z polskiego. Hura, hura, hura! Poczułem się znowu tak, jakbym chodził do szkoły i kończyły się właśnie lekcje...
A oto ocena:
GRAFIKA: Takie blogi lubię najbardziej. Wszystko ładnie poukładane. Wszystko z umiarem... i to jest właśnie to. Tło strony koloru a'la beż. U góry wita nas napis eddie.blog.pl na tle pędzącego samochodu. Notki umieszczone na białym tle, co sprawia, że czyta się je bardzo przyjemnie. Moim zdaniem kolory są do siebie bardzo dobrze dobrane, nic nie razi w oczy.
Księga gości też nie budzi zastrzeżeń. U góry strony ten sam napis, tyle że na tle gałki ocznej. Kolor tła w księdze gości ten sam co na stronie głównej.
Archiwum również wygląda bardzo ładnie.
Ogółem szata graficzna nie budzi zastrzeżeń.
Z czystym sumieniem i bez wątpliwości stawiam : 5!
NOTKI: Treść bardzo interesująca, i..... wciągająca! Autor zapisuje swoje myśli, często skłaniające do refleksji. Wydaje mi się że jest fanem „Obcego z Alfy Centauri” i często zamieszcza jego fragmety na blogu. Na stronie Eddiego znajdziemy też porady „co zrobić w windzie” i tzw. z „Savoir-vivre'u nastolatka”, czyli pytania młodych ludzi i odpowiedzi. Treść Ciekawa. Polecam wszystkim... muszę już kończyć, lecę czytać dalej...
Ocena za notki: 5!
OCENA OGÓLNA: 5!
Oceniała: ANIELICA
eddie 2002-11-23 18:25:30
Trzymać się sukienki mamy
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Moja mama jest nauczycielką. Bardzo lubi swój zawód i zawsze podkreśla, że był jej powołaniem życiowym, którego nie zaprzepaściła. Chce, abym po maturze poszła w jej ślady, to znaczy — ukończyła biologię lub inny pokrewny kierunek studiów, a potem wylądowała w szkole. Najpierw się z tym godziłam, lecz z czasem zrozumiałam, że jej praca mi nie odpowiada. Pociąga mnie Akademia Wychowania Fizycznego. Lubię lekkoatletykę, mam dobre wyniki w biegach i chętnie grywam w siatkówkę. Obawiam się, że dojdzie w domu do konfliktu.
Magdalena, l. 17
Musisz, Magdaleno, zdecydować, czy bedziesz realizować w życiu cudze plany, czy własne. Nie kwestionuję wartości kompromisu i potrzeby szacunku dla dorosłych, którzy mają większe doświadczenie życiowe. Jednakże wybór kierunku studiów i wyższej uczelni powinien być samodzielny i odpowiadać naturalnym zainteresowaniom nastolatka. W twoim wieku przyszłe życie jest jeszcze czystą białą kartą — i nie kto inny, leczy ty sama masz po niej kreślić.
Jeśli z góry przewidujesz, że mamy nie przekonasz, wybierz się do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Może głos fachowca będzie rozstrzygający? A ojciec? Czy twój tatko nie ma nic do powiedzenia w domu? Spróbuj wejść w układy z kimś, kogo zdanie twoja mama ceni. Z bacią, ciocią, względnie jej koleżanką z pracy...
Masz dopiero siedemnaście lat, jednakże w twoim wieku dość szybko dochodzi się do swobody decydowania. A role z upływem czasu się odwracają. Przekonasz się, że mama jak dobra przyjaciółka zacznie w przyszłości radzić się ciebie i liczyć się z twoim punktem widzenia. Będziesz dla niej autorytetem w wielu sprawach.
eddie 2002-11-25 11:01:06
Dekalog internauty
Na stronach www.opoka.org.pl znalazłem taki oto DEKALOG INTERNAUTY...
1. Nie traktuj komputera jak bożka.
2. Miej świadomość, po co przed nim zasiadasz.
3. Pamiętaj, że za drzwiami Internetu nie wszystko jest dobre.
4. Czuwaj nad tym, co robi twoje dziecko; poszerzaj swoją wiedzę.
5. Nie zabijaj czasu i talentów przed komputerem.
6. Nie lekceważ zagrożeń płynących z sieci.
7. Nie — piractwu i hackerom.
8. Stosuj zasadę ograniczonego zaufania w kontaktach internetowych.
9. Nie zaniedbuj czynienia dobra za pośrednictwem sieci.
10. Ani nie zastępuj przyjaciół komputerem.
eddie 2002-11-26 17:30:53
Norma nadrzędna
Dekalog, jak to dekalog, wymaga normy nadrzędnej, pozwalającej na właściwą interpretację zawartych w nim wymagań, a w chrześcijaństwie jest on objaśniany przez odwołanie się do miary miłości. W związku z powyższym przyszło mi na myśl, że również dekalog internauty można „uzbroić” w podobną normę. Pozwoliłem więc sobie na odrobinę „szaleństwa” i w tym celu zmodyfikowałem odpowiedni werset z Pierwszego Listu świętego Pawła do Koryntian.
A oto on po „obróbce”:
„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, i komputerów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (13, 1).
eddie 2002-11-28 10:09:53
Tyle słońca w całym mieście
Wybrałem się wczoraj do solarium. Wrażenie niesamowite. Leżę sobie z zamkniętymi oczami w czymś, co przypomina hibernator, słońce grzeje jak w lecie, działa air conditioner, więc owiewa mnie delikatny chłodzący skórę wiatr. Taka kilkuminutowa wyprawa na Majorkę...
Polecam wszystkim, głodnym ciepła i lata! To tylko około złotego za minutę. A przy okazji ciało nabiera kolorków...
eddie 2002-11-29 11:25:31
