Lęk przed rywalem
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Widuję się z Jerzym od trzech miesięcy i spotykamy się — raz lub dwa razy w tygodniu — w bistro z małą kawiarenką internetową. Jest małomówny i powściągliwy, a przy tym bardzo ostrożny w okazywaniu uczuć. Ostatnio jednak doszło do katastrofy i to wbrew moim intencjom. Nie zna jeszcze nikogo z mojej rodziny, a pech chciał, że trafił na seans filmowy, na który wybrałam się z moim starszym bratem, Maciejem. Wolałabym nie opisywać jego miny. Uznał, że za jego plecami spotykam się z innym facetem. Udawał, że nas nie widzi, ostentacyjnie oddał bilet do kasy i wyszedł z kina, rezygnując z filmu. Nie przyszedł też na umówione wcześniej spotkanie. Czekałam na niego pół godziny w kawiarence.
Monika, l. 17
Ach, ci nadwrażliwcy! Sądzę, że twój mimozowaty przyjaciel do nich należy. Niestety, rzadko wierzą w własne siły i cierpią wskutek zaniżonej samooceny. Musisz mu jakoś wytłumaczyć, że ten wspaniały chłopiec w twoim towarzystwie był tylko twoim bratem. Jeśli nie możesz zrobić tego sama, gdyż cię unika, postaraj się przekazać neutralizującą histerię wiadomość przez wspólnych znajomych, o ile takich macie. Możesz też wysłać do niego wyjaśniającego całe zdarzenie ciepłego e-maila.
Lęk przed rywalem bywa niekiedy bardzo silny, a tym samym deprymujący i zbijający z tropu. Nierozgarnięte laski bezmyślnie wykorzystują tę słabość mężczyzny. Czasami celowo wodzą za nos chłopców, na którym im zależy, ostentacyjnie podsuwając im przed oczy innych atrakcyjnych partnerów. Można się jakiś czas w ten sposób prymitywnie zabawiać, nie tędy jednak droga! Przyjacielskie stosunki tworzy się, budując fundament wzajemnego zaufania. Należy unikać zadawania idiotycznych ciosów, zwłaszcza takich, których druga strona nie umie później zapomnieć.
eddie 2002-09-08 09:04:52
Wiersze
Czasami coś się napisze i potem całkiem się o tym zapomni. Tak było i tym razem. Byłem święcie przekonany, że jako zaprzysięgły prozaik poprzestałem na trzech ostrożnych erotykach. Dziś wszakże, przeglądając archiwa, znalazłem dwa następne, pochodzące sprzed blisko dziesięciu lat. Niestety, skleroza goni człowieka.
A oto jeden z nich:
Jak klocki lego
Jak klocki lego z kąta zabaw malca
zbiorę wspomnienia, rozsiane na wietrze
i dom zbuduję — ze słonecznych błysków,
z wypraw na łąki, z tego co mi szepce
pamięć, królowa mych nocy i ranków,
dni, co minęły ścięte niby łany.
A w domu moim, może to zbyteczne,
postawię ołtarz, abyś ty, kochany,
gdy kiedyś zajrzysz przypadkiem, przelotem,
ciskając gromy, cedząc groźne frazy,
znalazł tu siebie, poczuł się witany
i ujrzał serce bez cienia urazy.
eddie 2002-09-11 10:55:53
Wiersze [2]
I drugi z moich odnalezionych wierszy...
Pragnęłam skrycie
Pragnęłam skrycie, by posąg z marmuru
uczynić żywym w miłości serdecznej,
ale chłód został, a w chłodu niebycie
ślad jeno zastygł, blady, Drogi Mlecznej.
Pragnęłam skrycie zdobyć go dla siebie,
pokonać zrywem miłości serdecznej.
Odmówił słowa, niósł w milczeniu życie,
zamiast namiętnej zapragnął tej wiecznej.
Teraz już widzę, widzę to na pewno,
że żadna miłość najbardziej serdeczna
nie zmoże chłodu, nie zmiękczy marmuru,
ginie, kto pragnie; kto walczy, uwiecznia.
eddie 2002-09-12 13:53:29
Antykwariat
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Wstyd mi o tym pisać, ale zakochałam się w mężczyźnie, który jest dużo ode mnie starszy. To miłość, która rodziła się już w szkole podstawowej, kiedy byłam w czwartej klasie. On jest wdowcem. Wychowuje swoją jedyną córkę, Gośkę, mającą już szesnaście lat. Od kilku lat krążę wokół posesji, w której mają mieszkanie. Jestem szczęśliwa, gdy ujrzę go w oknie. To takie mój sekret, z którego nikomu się jeszcze nie zwierzałam.
Ostatnio wpadłam na świetny pomysł. Zaprzyjaźniłam się z Gośką i dzięki temu dotarłam do jej ojca. Muszę przyznać, że jest bardzo miły i lubi młodzież. Bywam u nich w mieszkaniu. Nie wiem, czy on się domyśla, co do niego czuję. Niekiedy jednak waham się i przeżywam rozterki. Zastanawiam się, czy to, co robię, ma jakiś sens. I czy może mieć przyszłość...
Agata, l. 18
Znasz dowcip? „To małżeństwo, to antykwariat; on — antyk, a ona — wariat!” Z drugiej jednak strony patrząc, wiadomo: prawdziwa wiara góry przenosi. Jeżeli ty sama wierzysz głęboko w sens tego związku, możesz zabiegać o wzajemność. Różnica wieku, wynosząca pewnie około dwudziestu lat, nie jest przeszkodą — ani prawną, ani kanoniczną — do zawarcia związku małżeńskiego. Tyle tylko, że przy niej zaznaczy się odmienność oczekiwań wobec życia i zapatrywań na to, co jest ważne, a co nie.
Naturalnie, pozostaje otwartą kwestią, czy on odwzajemni twe uczucia. Być może, odpowiada mu samotność. I ostatecznie zrezygnował z myśli o drugim małżeństwie, postanawiając poświęcić się wychowaniu córki.
eddie 2002-09-13 14:23:43
Lęki metafizyczne
To już naprawdę ta uparcie powracająca i szczerząca kły okropna zasmarkana jesień. Jak co roku, boleśnie cierpię, nieludzko żałując lata, bo przenoszę niemalże nad wszystko tę cudowną porę roku z rozgrzanymi miękkimi asfaltami i parzącym bose stopy żółtym piaskiem plaż. Uwielbiam wściekłe upały, a bez palącego słońca nad głową zwyczajnie ginę. Krótko mówiąc: jesienią umieram. Garbię się idąc ulicą, a w domu targają mną dreszcze, zaś dojmujące ataki depresji usiłują zmieść mnie z powierzchni ziemi.
Życie okazuje się takie prozaiczne i tak bardzo nieszczęśliwe. Pocieszam się tylko tym, że moja miłość powróci — zgodnie z prawami kalendarza — za kolejnych dziewięć miesięcy, budząc mnie z powrotem do życia najpierw uśmiechami wiosny, a potem raptownymi skokami temperatury.
Chyba pochodzę z planety, na której nie ma jesieni i zimy...
eddie 2002-09-18 14:40:49
Humor zeszytów
Ten cytat mi się spodobał. Taki jesienny...
W czasie mgły latarnik wyje na latarni i tym ostrzega okręty.
eddie 2002-09-20 09:08:51
Grypa
Już wiem, dlaczego targają mną dreszcze i wpadam co rusz w depresję. Niestety, to jesienna infekcja wirusowa. Czeka mnie kilka dni leżenia w łóżku. Herbatka z cytryną i pewnie jakieś witaminki. To te wstrętne chichoczące wirusy...
eddie 2002-09-23 15:52:20
Dlaczego?
To musi być prawdziwe, to musi być miłość...
Dlaczego?
Dlatego, że boli...
wg zwiruski
eddie 2002-09-25 20:20:33
Miłość
No i zaczynamy definiować miłość. „Z wybranej drogi nie zbaczaj, kochaj, cierp i wybaczaj!” — pisze vanessa.
„MIŁOŚĆ, filoz. uczucie skierowane do osoby (np. miłość oblubieńcza, rodzicielska, braterska, Boga, bliźniego) lub przedmiotu (np. miłość do ojczyzny), wyrażające się w pragnieniu dla nich dobra, szczęścia i zachowania ich istnienia. W relacji do osoby wyróżnia się za Platonem (Uczta): m. cielesną (eros), duchową (romant., platoniczną) i najwyższą (agape); m. domaga się daru z siebie, wyrażającego się w łaskawości, dzieleniu się dobrami, poświęceniu życia w służbie dla innych, aż do śmierci.”
(Internetowa Encyklopedia PWN)
eddie 2002-09-26 10:57:11
Brat chodzi z Murzynką
Z „Savoir-vivre'u nastolatka”
Mój starszy brat, studiujący obecnie na uniwersytecie, ma nową dziewczynę. Z poprzednią, z naszej wioski, z którą chodził przez trzy lata, rozstał się raz na zawsze. Zresztą ona już wyszła za mąż. Rzecz w tym, że jego nowa dziewczyna nie jest Polką. Jest cudzoziemką. Uczy się na tym samym, co Grzegorz, wydziale.
Gdy ją pierwszy raz ujrzałem, odwiedzając brata w akademiku, nie wierzyłem własnym oczom. Sophie jest bowiem Murzynką. Pochodzi z Kenii. Jest bardzo miła, kulturalna i uczynna. Dość dobrze mówi po polsku. A poza tym płynnie po angielsku i po francusku. Jak się mama dowiedziała o tej czekoladowej piękności, wpadła w straszną złość i omal się nie pochorowała. Powiedziała, że mu nigdy takiej żony nie wpuści do domu. Chciałbym, żeby zmieniła zdanie.
Andrzej, l. 14
Starszemu pokoleniu trudno się przystosować do szybkiego tempa przemian. Wiadomo, przyzwyczajenie jest drugą naturą. — L'habitude est une seconde nature! — jak powiedziałaby zapewne Sophie. Być może, twoja mama zmieni zdanie, gdy osobiście pozna tę czekoladową piękność. Jeśli na tobie zrobiła dobre wrażenie, zapewne też zdobędzie sobie serce przyszłej teściowej.
Czy możesz mamie jakoś pomóc? Wydaje mi się, że tak. Postaraj się o kasety z filmami, w których grają — na przykład — Eddie Murphy czy Whoopi Goldberg. Niech mama zobaczy, że Murzyni wcale nie bębnią na tam-tamach i nie tańczą półnadzy w spódniczkach z liści, lecz że zachowują się w sposób cywilizowany, podobnie jak biali.
eddie 2002-09-26 14:37:56
Ach, co to był za ślub...
...czyli maleńki fragment „Afrodyty”
Siwobrody kapitan majestatycznego „Olafa” z wyczuciem wcielił się w podniosłą rolę urzędnika stanu cywilnego. To nie był jego debiut. W przeszłości udzielał już wiele razy ślubów na pokładach rwącej pod jego komendą imponującej korwety. Włożył galowy mundur jak spod igły, a nowożeńców powitał z niezwykłym namaszczeniem. Elegancki i nobliwy, dał im odczuć wyjątkowość chwili. Dystyngowany pan młody wyglądał na sześćdziesiątkę, a choć usilnie pozował na cywila, nietrudno było zgadnąć, że jest byłym wojskowym. Bez reszty mu oddana dziewiętnastoletnia panna młoda wywoływała podziw i admirację. Wyrzeźbiona boskim dłutem w sposób perfekcyjny, emanowała rzadkim powabem i czarem. Przewidziana na tę okoliczność ceremonia nie trwała długo, tym niemniej przebiegała z należytą powagą i zgodnie z utrwalonym od stuleci na kosmicznych szlakach pokładowym rytuałem.
Kapitan wygłosił kwieciste przemówienie, pełne górnolotnych pochwał życia małżeńskiego, a potem przeszedł do rzeczy, zwracając się do stojącej przed nim pary:
— Afrodyto, czy pragniesz — lekko skłonił się w jej stronę — stać się towarzyszką doli i niedoli tego oto... Raoula? — imię mężczyzny na krótką chwilę uleciało mu z pamięci. — Czy ślubujesz mu oddanie i wierność? Czy godzisz się z tym, że małżeństwo z nim będzie cię wiązać wszędzie, gdzie by cię los nie rzucił — nie tylko w Układzie Słonecznym, ale i w niezmierzonych przestrzeniach kosmosu?
Młódka słodko przytaknęła.
— Po stokroć tak — oświadczyła, świadoma powagi sytuacji.
Potem Raoul usłyszał podobne pytania, skierowane do siebie. Potwierdził je i uśmiechnął się do młodej damy.
— Jesteście mężem i żoną — pompatycznie skwitował mistrz ceremonii, zamykając przepastną księgę.
Triumfalnie zabrzmiał marsz weselny Mendelssohna. Stojący z tyłu w charakterze świadków dwaj pokładowi oficerowie w odświętnych mundurach skwapliwie pośpieszyli z gratulacjami. Wcześniej ich pouczono, że pannę młodą wolno im pocałować tylko w rękę. Od stewardessy w imieniu załogi Afrodyta otrzymała ogromny bukiet białych róż, pasujący do jej może przykrótkiej, ale przepięknej ślubnej sukni, która kosztowała Raoula krocie. Potem tradycyjnie strzelił korek szampana. Podzielono pokryty białym lukrem tort weselny. Na koniec szczęśliwi nowożeńcy mogli udać się do wyposażonego z gustem apartamentu, zarezerwowanego na statku na takie okazje.
eddie 2002-09-27 12:39:46
Samotność
Znowu maleńki fragment „Afrodyty”...
Gdy później zasnęła, równomiernie oddychając, długo wpatrywał się w jej niewinną słodką twarz. Chodziły mu po głowie szczenięce lata. Z rękami w kieszeniach wyżywał się na przypadkowych kamykach, przedzierając się przez wyimaginowaną linię obrony i celując w niewidoczną bramkę, albo rzucał kasztanami w niebo, usiłując strącić swojego anioła stróża i przywołać go do porządku. Bowiem jego anioł stróż nie był w porządku. Cóż, nie każdy chłopak mógł mieć tę dziewczynę, którą chciał. Jego szkolna miłość wybrała innego — i od tamtej pory nigdy więcej się nie zadurzył. Aż do chwili, w której pierwszy raz fizycznie posiadł Afrodytę. Coś mu wszakże mówiło, że nie powinien był zakochiwać się w androidzie. Cicho załkał, uprzytamniając sobie, jak bardzo jest opuszczony i samotny, a po jego policzkach spłynęły gorzkie łzy. Ona też była bardzo samotna. Ironia losu sprawiła, że mieli tylko siebie.
eddie 2002-09-28 20:41:17
