Randka z Bogiem

Z „Savoir-vivre'u nastolatka”


Moi rodzice są bardzo tradycyjni. Ich zdaniem liczą się tylko te praktyki religijne, które wpojono im w dzieciństwie. Kultywują obyczaje, wyniesione z rodzinnej wsi, która w międzyczasie bardzo się zmieniła. Oni — nie. Może przejaskrawiam odrobinę moją gorzką ocenę, ale tak to właśnie widzę. Uważają, że codziennie, rankiem i wieczorem, powinnam klęczeć przy łóżku i głośno odmawiać pacierz. Trudno mi się z nimi spierać. Zresztą, nie miałoby to najmniejszego sensu i doprowadziłoby do ostrej wymiany zdań.

Sama uważam, że modlitwa jest czymś osobistym i intymnym, nie na pokaz. Nie redukuję jej do bezdusznej praktyki, którą należy z obowiązku zaliczać. Gdy chcę się naprawdę pomodlić lub pomedytować, szukam ustronnych miejsc i często zaglądam do starego parku, gdzie jest nastrojowo i cicho. Korony wysokich drzew przypominają sklepienie gotyckiej świątyni...


Iwa, l. 17


Wszędzie można się modlić, na plaży, na stadionie sportowym lub na kortach tenisowych. Na chwilę religijnej zadumy można się zdobyć również w czasie hałaśliwej dyskoteki. Potrzeba osobistego kontaktu z Bogiem dobrze o tobie świadczy. Zwykle idzie z nią w parze większa wrażliwość moralna. Modlitwa ma w sobie coś z randki — przeżywa się ją bowiem jak spotkanie z kimś, kogo się kocha. Ten, do którego się zwracasz, jest wprawdzie niewidzialny, niemniej daje o sobie znać swoją miłością. Można odczuć bliskość Stwórcy, kontemplując piękno natury.

Kto jest tak jak ty ukształtowany duchowo, może się krzywić na myśl o tradycyjnie klepanym pacierzu. Ale starszego pokolenia już się nie zmieni. Jedyne co możesz zrobić w domu, to starać się nie zaogniać sytuacji. Nic bowiem gorszego niż karczemne kłótnie o praktyki religijne.


eddie 2003-09-02 06:48:40


Lektury

Czytam właśnie „Kobiety antyku” Izy Bieżuńskiej-Małowist. Pożyczyłem sobie również „Historię starożytnych Greków”. A to pod kątem stylizowanej nadal „Zdrady strażnika planety”. Niby to fantastyka, ale o realia historyczne trzeba zadbać, zwłaszcza przy scenach z Aten. Zdobyte informacje przydadzą mi się za kilka tygodni. A póki co odziewam i uzbrajam trackich wojów. Dzidy, łuki i strzały, topory i krótkie noże...


***


Trakowie szybko wymieniali uwagi, miętosząc materiał i jeżdżąc paluchami po szwach. Nie znali takiego sposobu szycia. Słowa płynęły coraz szybciej i szybciej, i nakładały się na siebie, przechodząc w jarmarczny jazgot. Mimo to docierał do niego ich sens. Domyślał się, z jakim zamiarem się noszą.

— Na bogów naszego plemienia i bogów plemion ościennych, panujących na ziemi i na niebie, w górach i leśnych uroczyskach — darł się ten młody w skórzanym kołpaku na głowie, okutym blachą i ozdobionym zwierzęcymi rogami. — Mnie się należy ta suknia, ten przyodziewek, nie komu innemu: wszak jestem synem wodza!..


eddie 2003-09-03 09:44:58


Urodziny

Rudasek kończy właśnie cztery miesiące i można mu dzisiaj złożyć życzenia urodzinowe. Sporo przeżył. Strażacy ściągali go z bardzo wysokiej lipy. Potem wypadł z okna z drugiego piętra...

Co go jeszcze czeka? Być kotem albo nie być kotem, oto jest pytanie...


eddie 2003-09-05 15:17:17


Z wątku kobiecego „Zdrady strażnika planety”...

Poszła tam, rozgarniając gałęzie. Po brawurowym popisie Mu-ura, zasiedli przy trzaskającym ognisku, wdając się w pierwszą na Y-o ostrożną rozmowę z tubylcami. Nie potrzebowali wielu słów. Wędrujący wiele po świecie stary autochton przewybornie wczuł się w ich nieszczególną sytuację. Dziwnie szybko mu zaufali. Nie usiłowali go okłamywać i naiwnie udawać Y-otów. Opowiedzieli mu o kosmicznym rydwanie, którym przybyli z dalekich gwiazd, a ten bez oporu uwierzył w ich nieprawdopodobną relację. A ta go wcale nie zdziwiła. Może już dotarła do niego alarmująca wieść o tej katastrofie? A może z gór widział spadający gwiazdolot? Lub może podobnie jak nawykli do legend i mitów tutejsi mniej rozgarnięci rozumni nie umiał dostrzec granicy między tym, co fikcyjne, a tym, co realne? Ziewnęła, godząc się z nagłą odmianą. Zrzuciła z siebie granatowy kombinezon i zanurzyła stopy w wodzie. Ujrzała poruszające się niewyraźne odbicie. Według słów brodacza wyglądali tak, jakby przybyli z północy, zza potężnych gór i jakby należeli do tamtejszych odległych szczepów. Żyli tam ludzie o bladych cerach i jasnych lnianych włosach. Nie musieli się więc lękać, że wzbudzą nadmierne zainteresowanie Traków. Ci już widywali i gościli u siebie podobnych do nich cudzoziemców. Poszukała palcami na karku zadrapań po starciu z drapieżnikiem. Znikły bez śladu. Wyczuła tylko gładką skórę. Zdziwiła się, bowiem pokrytym sierścią Urchitom rany goiły się o wiele wolniej. Pomyślała o swej zmarłej przyjaciółce.

— O najdroższa, gdybyś wiedziała, co mnie tu spotka! — z bólem szepnęła.

Uczyniła kilka ostrożnych kroków w dół strumienia. Dalej znaczyła się utworzona przez wodne zwierzęta tama i do niej dotarła, mogąc całkiem zanurzyć się w wodzie. Potem trzęsąc się z zimna wróciła na brzeg. Kombinezon dociągnęła tylko do pasa, nie chcąc, by zamoczył się od włosów i powróciła do obozu. Zbaraniały z wrażenia Mu-ur zatrzymał na dłuższą chwilę wzrok na jej nagich piersiach, te działały na niego dziwnie magnetycznie, więc raptem poczuła, że ogarnia ją wstyd.

— Nie patrz! — impulsywnie rzuciła w swojej obronie.

W popłochu skryła się w namiocie, niespokojnie oddychając. Musiała ochłonąć. Na Urch nie miałaby takich kłopotów, tam widok słabo się znaczących i pokrytych gęstym puszkiem kobiecych piersi nie uderzał facetom do głowy. Ważniejszy był ogon, a zwłaszcza jego górna część. Uspokoiła się, wyjęła grzebień i zaczęła rozczesywać długie miękkie włosy, układające się w pukle. Tu z pewnością inaczej niż na jej globie układały się stosunki między samcami i samicami, więc wypadało jej się do tego przyzwyczaić. Inne były wzorce zachowań erotycznych. Pobiegła myślami do siwobrodego. Tamten okazał im szczere współczucie, ale na tym nie poprzestał. Zadeklarował daleko idącą pomoc. Zgodził się na rolę przewodnika po pobliskiej okolicy. Znał dobrze te tereny i umiał się po nich bezpiecznie poruszać. Dlatego pod jego czujnym okiem — jak się domyślała — nie mogło ich spotkać nic złego.


eddie 2003-09-08 19:07:20


Koci koszmar

Ubolewam nad Rudaskiem, który w najbliższym czasie zostanie pozbawiony męskości. Będzie kotem — kastratem, kotem — eunuchem, kotem — trzebieńcem. I nic tu nie pomogą współczucie czy samcza międzygatunkowa solidarność. Decydujące są bowiem względy praktyczne. A wszystko przez to, że dorastający kocur ma kłopotliwy zwyczaj znaczenia swojego terytorium i sikania w mieszkaniu na to, co popadnie. Aby się skutecznie uchronić przed tą paskudną perspektywą, zanosi się ulubieńca do zwierzęcego chirurga, który w sterylnych warunkach wycina mu to i owo.

Czarna rozpacz! Jak tu potem żyć, nie będąc prawdziwym mężczyzną?..


eddie 2003-09-16 21:07:28


Skutki popularności

Z „Savoir-vivre'u nastolatka”


Mój ojciec jest lekarzem ginekologiem. Uzyskał specjalizację drugiego stopnia. Jestem z niego dumny i uważam, że znakomicie się wywiązuje ze swoich obowiązków zawodowych. Pacjentki bardzo go chwalą, mówiąc, że jest miły i delikatny. Jednak w liceum, do którego właśnie zacząłem chodzić, słyszę same dowcipy na jego temat. To są chwyty poniżej pasa. Zaczęło się to zaraz na początku roku szkolnego, po tym jak na lekcji wychowawczej wszyscy kolejno się przedstawiali, opowiadając o sobie i starych. Przy okazji i mnie się dostaje, zwłaszcza gdy chłopakom przychodzi do głowy pogadać o sprawach męsko-damskich. Trochę mi to przeszkadza i na dłuższą metę jest krępujące.

Arek, l. 16


Przypuszczam, że chodzi tu o dwie różne rzeczy. Jesteś w nowej dla siebie szkole, więc musisz mieć nieco czasu, aby zdobyć sobie pozycję i zyskać uznanie w oczach kolegów i nauczycieli. Tak przeważnie bywa, gdy zmienia się raptem środowisko. Podobnie zapewne będzie na uczelni, czy w pierwszym miejscu pracy.

A w kwestii twojego ojca? Cóż! Z grupą zawodów, powiedzmy to publicznych, z reguły wiąże się pewna presja społeczna. Odczuwają ją dziennikarze, prawnicy, sportowcy, sędziowie, prokuratorzy, policjanci, nie mówiąc o lekarzach. Są częściej niż inni pod obstrzałem otoczenia, co wiąże się z uszczupleniem ich prawa do prywatności. Niestety, najczęściej nie można temu zaradzić. To cena za sytuowanie się na świeczniku.

Jeżeli któryś z twoich nowych kumpli zbyt mocno ci dokucza, zaproś go do domu. Niech pozna twojego ojca osobiście. To powinno pomóc.


eddie 2003-09-18 09:33:40


Mimozami...

Mimozami jesień się zaczyna,
złotawa, krucha i miła,
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
która do mnie na ulicę wychodziła.
Od twoich listów pachniało w sieni,
gdym wracał zdyszany ze szkoły,
a po ulicach w lekkiej jesieni
fruwały za mną jasne anioły.
[...]


Julian Tuwim


eddie 2003-09-25 11:34:04


Kryzys

Zapach jałowca, dym rozchodzący się po ciemnym pomieszczeniu, przytłumione głosy rozmów i dochodzące z zaplecza zduszone odgłosy zdawały się działać na nią obezwładniająco. Oparła się łokciami o wyślizgany blat i wtuliła rozpalone policzki w dłonie. Była potwornie zmęczona i bała się, że za chwilę zaśnie, choć z rana czuła się przewybornie. Niepokoiła ją natrętna myśl, że potulny starzec, którego siłą z pozoru były wiedza i doświadczenie życiowe, wierutnie ich oszukał i że wiedzie ich teraz potulnych jak jagnięta na krwawą rzeź. „Boję się, Li-o!” Obrzuciła niepewnym wzrokiem gospodarza, który kupcom podawał właśnie pieczeń z jagnięcia. Nie należało ufać szczęśliwym przypadkom i nieprawdopodobnym zbiegom okoliczności. Odruchowo sprawdziła broń, pomysłowo podpiętą pod kombinezonem. Ta była tam, gdzie powinna była być. Podano im strawę i zajęła się zawartością drewnianej misy. Jadła palcami, tak jak inni, jednak ciągle była spięta i rozdygotana. Przepasana brudnym fartuchem posługująca postawiła przed nimi gliniany dzban i kubki.

Przyjrzała się nieufnie greckim kupcom, którzy ciężko podnosili się zza sąsiedniego stołu. Gotowali się do drogi. Przez moment sądziła, że gdzieś już widziała te twarze i że powinny być jej dobrze znane. Bestia w niej nagle zadygotała. Pojęła, że długo nie wytrzyma w ciemnym zamkniętym megaronie i że czym prędzej musi się z niego wydostać, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Czyżby cierpiała na klaustrofobię? Dlaczego kapłani wysłali ją w kosmos? Usiłowała się opanować. Póki co, nigdzie nie mogła się ruszyć. Za jeden z pokaźnych sztyletów Mu-ura mieli nabyć dla siebie komplety tutejszych ubiorów. Jednak siwobrody musiał najpierw dobić targu z karczmarzem.


eddie 2003-09-26 10:46:45


Prawdziwa przyjaciółka...

Mój kocurek zaprzyjaźnił się ze szczotką do butów. Odkrył ją w szafie na samym dnie, a ponieważ była dosyć podobna do niego — zważywszy gęste rude włosie, żywcem jak jego błyszcząca sierść — postanowił się z nią bawić. Niestety, szczotka nie była w stanie pojąć jego intencji. Popychał ją, skakał wokół niej, a nawet próbował ją gryźć, lecz ta nie reagowała. Nie zamierzała uciekać przed nim, piszczeć, czy wskakiwać na ławę. Ale z drugiej strony patrząc — była mu całkowicie uległa.

Taki to los samotnego kota. Nie tak łatwo znaleźć prawdziwą przyjaciółkę, która odwzajemni głębokie kocie uczucia i okaże zrozumienie.

Oczywiście, mój kocurek był wytrwały w swych zapędach. W rezultacie tego szczotkę odkrywam teraz, porzuconą, w najróżniejszych miejscach. Potrafi nawet znaleźć się w kuchni za lodówką czy w łazience...


eddie 2003-09-27 17:24:10